Zbigniew Strzałkowski mieszkał w podtarnowskiej wsi Zawada. Wychował się w lepiance. Czasami rodzinie brakowało chleba. Pasał krowy. Skończył Technikum Mechaniczne, pracował w ośrodku mechanicznym w Tarnowie. Wkrótce poszedł za swoim powołaniem. Został franciszkaninem. To był twardy facet. Powiedział kiedyś: jeśli jedziesz na misje, musisz być gotowy na wszystko. Ojciec Michał Tomaszek również pochodził z bogobojnej wiejskiej rodziny. W 1989 r. wyjechał do Peru. Wspólnie objęli parafię w Pariacoto. Parafia jest większa od polskich diecezji. Niektóre wioski położone są na wysokości powyżej 4000 m nad poziomem morza. Ojcowie prowadzili szkołę katechetyczną. Zajmowali się chorymi i młodzieżą. Kochali i byli kochani.
Mężczyzna, który grał na gitarze w parafialnej scholi, wydał franciszkanów w ręce komunistycznych zbrodniarzy. Świetlisty Szlak chciał założyć w Pariacoto ludowy uniwersytet. Ale ludzie zaczęli chodzić do kościoła. Franciszkanie okazali się zbyt silną konkurencją. Usłyszeli: „Tumanicie lud”. Zostali za to ukarani strzałem w tył głowy. Tak kończyć mają według terrorystów „sługusy imperializmu”.
Wzruszające są sekwencje filmu poświęcone rodzinom męczenników. Bliscy ojca Zbigniewa Strzałkowskiego kosili zboże, gdy dowiedzieli się o śmierci franciszkanina. Mama ojca Tomaszka mówi w filmie o przebaczeniu oprawcom.
Więcej w "Gazecie Polskiej Codziennie".