Josemaria jako młody ksiądz udziela sakramentu na łożu śmierci ulubionemu pracownikowi swojego ojca. Ten mówi: „To nic nie da, jestem Żydem”. Święty odpowiada: „Miłość mojego życia też jest Żydem...”.
Portret Escrivy kreślony przez Joffego w filmie ukazuje mężnego, głęboko wierzącego kapłana, który rozumie wszechmoc miłosierdzia – a tym samym i przebaczenia – i potrafi wokół siebie zgromadzić aktywnych ludzi dobrej woli, tłumacząc im Ewangelię na codzienność. Jednak w warstwie fabularnej historia twórcy Opus Dei to tylko jeden z dwóch podstawowych wątków filmu. Mocno zarysowana jest bowiem i postawa życiowa drugiego bohatera, opozycyjna wobec chrześcijańskiej – jej wyznawca mówi: „Życie to bitwa, którą chcę wygrać. Zawsze trzeba być po stronie zwycięzców”. Darwinizm społeczny, ideologia silniejszego – również w III RP widzimy wyznawców tej postawy. I są to stanowiska nieuzgadnialne, bo cierpienie albo jest bezsensowne, albo może mieć sens. Na tle hiszpańskiej wojny domowej – z dziećmi bawiącymi się w rozstrzeliwanie, z potajemnymi spowiedziami w zoo w rewolucyjnym Madrycie, z egzekucjami kapłanów na ulicach miasta opanowanego przez rewolucyjną zgraję – reżyser prowadzi rozważania nad ludzkimi wyborami i losem. Uniwersalne rozważania, bo przecież pojawiają się również postawy lewackie. Jedną z nich reprezentuje idealistka, komunistka, sypiająca z kolejnymi rewolucjonistami samarytanka, „bo potrzebują pociechy”.
Więcej w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie".