10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Sankcje nie zatrzymają Putina. Najwyższy czas uzbroić Ukrainę

Ostatnia misja przywódców Niemiec i Francji podsumowała dotychczasową politykę Zachodu wobec Rosji.

 twitter.com/RT_com/masha26111
twitter.com/RT_com/masha26111
Ostatnia misja przywódców Niemiec i Francji podsumowała dotychczasową politykę Zachodu wobec Rosji. Ograniczone sankcje i ograniczona izolacja międzynarodowa tylko zachęciły gangstera z Kremla do kolejnej napaści. W USA mają już tego dość – rośnie presja na Baracka Obamę, żeby wreszcie wysłał na Ukrainę broń
 
Władimir Putin rozumie tylko język siły. Rosję może powstrzymać tylko takie odstraszanie, które drastycznie zwiększy koszty prowadzenia wojny z Ukrainą. Nie koszty finansowe, ale straty ludzkie. Trzeba wreszcie pomóc Ukraińcom skutecznie walczyć z wrogiem i zadawać mu ciężkie straty. Do tego potrzebna jest nowoczesna broń od Zachodu. Przeciwnikom takiej pomocy, wskazującym, że zwiększy to przelew krwi i zaostrzy konflikt, trzeba odpowiedzieć, że dostawy broni na Ukrainę to fakt od początku konfliktu – pochodzą one z Rosji. Teraz w USA nasila się presja na administrację Baracka Obamy, żeby dostarczyć broń stronie ukraińskiej. Opowiadają się za tym kongresmani obu partii, czołowe think tanki, Pentagon. Dotychczas Biały Dom sprzeciwiał się jednak zbrojeniu Ukrainy. Jeszcze 4 lutego odbyło się w tej sprawie spotkanie doradców Obamy ds. bezpieczeństwa narodowego, ale nie zapadła żadna decyzja. Zapewne wciąż czekano na wyniki dyplomatycznej misji Angeli Merkel i François Hollande’a.

„Zmusić Rosję do zmiany kursu”

Wiadomo, że dostawy broni nie rozwiążą problemu i nie przechylą szali w militarnym starciu ukraińskiego Dawida z rosyjskim Goliatem. Ale ich wykluczanie z góry jest fatalnym działaniem i sygnałem dla Moskwy, że może dalej robić, co chce. Doskonale ideę wojskowej pomocy dla Kijowa ujął były ambasador USA na Ukrainie John Herbst: „Nie jesteśmy za rozwiązaniem wojennym, bo uważamy, że ukraińskie wojsko nie może pokonać rosyjskiej armii. A rosyjska władza nie przejawia teraz żadnego interesu w rozwiązaniu dyplomatycznym. Aby do niego dojść, należy pozbawić Kreml możliwości rozwiązania wojennego”. Mówiąc krótko, chodzi o pokazanie Rosji, że nie osiągnie sukcesu stosując siłę.

Podczas gdy Zachód wykluczył opcję wojskową i wciąż ustami Merkel czy Obamy ją wyklucza, Rosjanie i podporządkowani im terroryści właśnie taką opcję realizują. Dostawy nowoczesnej broni Ukrainie lub przynajmniej wiarygodna groźba takiej pomocy mogłyby zmusić rosyjską stronę do zmiany kalkulacji. Zdaniem Wolfganga Ischingera, byłego ambasadora Niemiec w USA, od kilku lat organizatora Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, pokazując Moskwie, że dozbrojeni przez Zachód Ukraińcy nie dadzą się pokonać i będą zadawać ciężkie straty Rosjanom, może ją zmusić, by na serio skupiła się na dyplomatycznym rozwiązaniu konfliktu, a nie tylko pozorowała takie działania, jednocześnie metodą faktów (zbrojnych) dokonanych zdobywając terytorium i upokarzając liderów UE. „Oczywiście lepiej byłoby, gdybyśmy nie musieli dostarczać broni. Ale jak możemy przekonać Moskwę, by też przestała to robić? Same sankcje wydają się niewystarczające” – napisał 5 lutego na łamach „Financial Timesa” niemiecki dyplomata. Nazajutrz zaś w wywiadzie dla drugiego programu telewizji publicznej ZDF ostrzegł: „Jeżeli nie pomożemy Ukrainie, to sami odczujemy skutki konfliktu”. Zachód musi pomóc Ukrainie, jeśli nie chce, by zbrojny konflikt na wschodzie tego kraju nadal się zaostrzał. Oznacza to, że na obronę Ukrainy trzeba przeznaczyć znaczące sumy pieniędzy – napisali zaś w „Washington Post” Steven Pifer i Strobe Talbott, ekspert think tanku Brookings Institution, były ambasador USA na Ukrainie, oraz szef Brookings i wicesekretarz stanu USA w latach 1994–2001. Gospodarcze sankcje zaszkodziły rosyjskiej gospodarce, ale nie zmusiły Putina do zmiany kursu lub choćby poważnych rozmów. Dotychczasowe wojskowe wsparcie dla Kijowa to zaś przysłowiowe – co mówił przed Kongresem USA Petro Poroszenko – koce i konserwy. W obliczu zimowej ofensywy Rosji w Donbasie oznacza to zdaniem Pifera i Talbotta jedno, trzeba zrobić więcej, by zmusić Putina do zmiany kursu. To zaś „oznacza dostarczenie ukraińskiemu wojsku środków wystarczających do tego, by kontynuowanie agresji uczynić tak kosztownym, by zniechęcić Putina i rosyjską armię do eskalowania walk”.

Dać colty Ukrainie

Talbott i Pifer są współautorami opublikowanego 2 lutego raportu pt. „Zachować niepodległość Ukrainy. Odeprzeć agresję Rosji. Co USA i NATO muszą zrobić”. Sześcioro pozostałych to: były przedstawiciel USA przy NATO Ivo Daalder, była wiceszefowa Pentagonu Michele Flournoy, były ambasador USA w Kijowie John Herbst, były wysoki urzędnik Pentagonu Jan Lodal, były dowódca sił NATO w Europe James Stavridis oraz były zastępca dowódcy sił amerykańskich w Europie Charles Wald. Raport powstał po wielu dyskusjach z wysokimi przedstawicielami NATO i USA w Brukseli oraz cywilami i wojskowymi ukraińskimi w Kijowie i sztabie operacji antyterrorystycznej w Kramatorsku. Jest publikacją czterech think tanków: Atlantic Council, Brookings Institution, Center for a New American Security oraz Chicago Council on Global Affairs.

„Rosyjski sukces nieodwracalnie podważy stabilność Ukrainy i ośmieli Kreml do rzucania kolejnych wyzwań bezpieczeństwu w Europie. To może skusić prezydenta Putina do użycia jego doktryny ochrony etnicznych Rosjan i ludności rosyjskojęzycznej w dążeniu do terytorialnych zmian gdzie indziej w sąsiedztwie, w tym w państwach bałtyckich, prowokując bezpośrednie wyzwanie dla NATO” – czytamy w raporcie. Utrzymywanie sankcji jest bardzo ważne, ale samo w sobie nie wystarcza. Należy podnieść ryzyko o koszty militarnego zaangażowania Rosji na Ukrainie. Jakie są więc główne rekomendacje raportu? Pilnie dostarczyć Ukrainie pomoc wojskową, w tym defensywną broń śmiercionośną („lethal weapon”). Na ten cel przeznaczyć 3 mld dolarów, po jednym – w bieżącym roku, w roku 2016 i 2017. Krótkoterminowy cel pomocy to zatrzymanie agresji rosyjskiej. Średnioterminowy cel to doprowadzenie do wycofania wszystkich sił rosyjskich z Donbasu. Celem ostatecznym jest przywrócenie suwerenności Ukrainy na całym jej terytorium, w uznawanych międzynarodowo granicach. Warte podkreślenia jest to ostatnie – pokazuje, że Amerykanie nie zapominają o Krymie. A przecież w Europie, choć wprost i głośno nikt tego nie powie, pogodzono się z aneksją półwyspu.

Autorzy raportu wzywają do dostarczenia lekkiej broni przeciwpancernej, żeby Ukraińcy mogli skuteczniej bronić się przed czołgami i wozami opancerzonymi przeciwnika („Wall Street Journal” pisze o systemach Javelin). Eksperci przypominają, że ukraińska armia wykorzystuje pociski przeciwczołgowe, mające ponad 20 lat. Ważne są też radary, które mogą wykryć i zlokalizować w zasięgu 30–40 km pozycje, z których strzelają rakietowe zestawy typu Grad i Uragan oraz artyleria. Takie uzbrojenie nie zwiększy, a zredukuje przelew krwi, bo blisko 70 proc. ofiar wojny w Donbasie ginie od ognia rakietowego i artyleryjskiego – niemal w całości ze strony rosyjskiej. Podobnie sytuację taktyczną wojsk ukraińskich na froncie poprawiłoby dostarczenie latających aparatów bezzałogowych (UAV) średniego zasięgu oraz elektronicznych systemów zakłócających działanie wrogich dronów. Bardzo ważne są też bezpieczne środki łączności. Obecnie wojskowi ukraińscy komunikują się głównie niezabezpieczoną drogą radiową albo wręcz przez telefony komórkowe. Na tym polu rosyjskie zaawansowane elektroniczne systemy przechwytywania i zakłócania łączności biją stronę ukraińską na głowę. Wreszcie opancerzone wielozadaniowe pojazdy Humvee.

„Jeśli USA udzielą Ukrainie pomocy w postaci sprzętu śmiercionośnego, część pozostałych krajów NATO postąpi podobnie” – uważają autorzy raportu. Ich zdaniem, administracja Obamy powinna zwrócić się szczególnie do tych krajów NATO, które nadal korzystają z postsowieckiego sprzętu i systemów broni kompatybilnych z uzbrojeniem ukraińskim.

Oczywiście taka pomoc nie zmieni stosunku sił na korzyść Ukrainy. Ale nie chodzi o militarne rozwiązanie konfliktu, nie chodzi o odbicie okupowanej części Donbasu. Chodzi o zwiększenie strat po stronie rosyjskiej. Niczego tak bardzo nie boi się Kreml jak zwiększenia Ładunku 200 – czyli powrotu setek żołnierzy w cynkowych skrzyniach. Choć Rosjanie popierają Putina i „pospolite ruszenie” walczące z kijowską „juntą”, to nie chcą słyszeć o wojnie z udziałem rosyjskiej armii i stratach.
Bardzo dobrze raport podsumował Andriej Iłłarionow. Były doradca Putina, dziś polityczny emigrant, sięga do westernowej symboliki. Pisze, że zwolennicy uzbrojenia Ukrainy też chcą rozmawiać z bandytą (Putinem), żeby przekonać go do wyjazdu z miasteczka (Ukrainy). Tyle żeby taka rozmowa miała sens, to trzeba mieć w ręku colta, a nie białą flagę.

Zmusić Obamę do działania

Raport pokazuje, jak bardzo zmienia się nastawienie amerykańskiego establishmentu do Rosji. Spójrzmy choćby na Strobe’a Talbotta, dotychczas mającego opinię wręcz rusofila, Dziś mówi wprost, że to, z czym mamy do czynienia na Ukrainie, to wojna prowadzona przez Rosję; to regularna wojna; to inwazja rosyjskiej armii; to faktyczna okupacja; to faktyczna aneksja; to największe zagrożenie dla pokoju w Europie; to w efekcie zagrożenie dla żywotnych interesów USA. Tak mocnych opinii na temat Rosji nie było w USA od czasów Ronalda Reagana.

„New York Times” napisał 1 lutego, że po eskalacji konfliktu rząd rozważa zmianę stanowiska. Za dozbrojeniem Ukrainy opowiada się dowódca sił NATO w Europie gen. Philip Breedlove, a sekretarz stanu John Kerry „jest otwarty na nowe dyskusje o dostarczeniu broni, tak samo jak gen. Martin Dempsey” (szef połączonych sztabów). Na taką opcję otwarci są też inni członkowie administracji: ustępujący sekretarz obrony Chuck Hagel i jego następca Ashton Carter. Stanowisko powoli zmienia też doradczyni Obamy ds. bezpieczeństwa narodowego Susan Rice. Zwolennikami dostarczenia broni Ukrainie są też wpływowi senatorowie, w tym republikanin John McCain i demokrata Robert Menendez. Ten pierwszy ostro krytykuje Obamę, a do prezydenta niedawno pismo w tej sprawie napisali też republikanin Rob Portman, demokrata Dick Derbin oraz 13 innych senatorów.

A mimo to Obama wciąż nie podjął decyzji. Choć został do tego uprawniony ustawą Ukraine Freedom Support Act, przeznaczającą na pomoc wojskową Ukrainie łącznie 350 mln USD w roku fiskalnym 2015. Zgodnie z treścią ustawy, Amerykanie mieliby przekazać Ukrainie m.in. broń przeciwlotniczą i przeciwpancerną, a także systemy kierowania ogniem czy radary artyleryjskie. Biały Dom wciąż się jednak opiera, a przeciwko są też znaczący europejscy sojusznicy (Frank-Walter Steinmeier: dozbrojenie ukraińskiej armii byłoby „bardzo ryzykowne i kontrproduktywne”). – To nierealne, by dostarczyć Ukrainie tyle broni, by dorównała militarnie Rosji; rozwiązaniem może być tylko stół negocjacyjny – mówił 4 lutego rzecznik Białego Domu Josh Ernest. Dwa dni wcześniej zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Ben Rhodes powiedział: – Nie sądzimy, by odpowiedzią na kryzys na Ukrainie było po prostu dostarczenie więcej broni.

 Jak zaznaczył, to sankcje gospodarcze są najlepszym sposobem wpływania na Rosję w kryzysie ukraińskim. Przeciwnikiem dostaw broni dla Kijowa jest wiceprezydent USA Joe Biden. „Nie jesteśmy zainteresowani militarną eskalacją” – odpowiedział 5 lutego na pytanie „Süddeutsche Zeitung”, czy Ameryka chce wysłać broń na Ukrainę.

Trudno powiedzieć, skąd bierze się taka postawa Białego Domu – czy to opinia samego Obamy (wielokrotnie pisaliśmy o jego fatalnej w skutkach polityce wobec Rosji w poprzednich latach), czy jego doradców. Na pewno złe wrażenie zrobił niedawny krótki wywiad prezydenta USA dla CNN. Zdaniem Iłłarionowa świadczy on o tym, że Obama w ogóle nie rozumie, co się dzieje. Żal za „miłymi” spotkaniami z Dmitrijem Miedwiediewem oznacza, że Obama do dziś nie pojął, iż Miedwiediew był i jest nikim, i nawet gdy był prezydentem, to i tak decyzje podejmował Putin. Obama wierzy też, że aneksja Krymu to nie realizacja strategicznego planu Moskwy, ale improwizacja i reakcja na rewolucję w Kijowie. Wreszcie gotowość do „wielkiego porozumienia” z Putinem, mimo że ten od dawna robi jedno, a mówi drugie. W świetle wydarzeń ostatniego roku szokuje też wyznanie Obamy, że jego dotychczasowa polityka nie powstrzymała agresji rosyjskiej, ale nie zmieni jej, bo wciąż liczy, że Putin w końcu dojrzeje do porozumienia.

Dać broń Ukraińcom!

Jedynym argumentem przeciwko dostarczeniu nowoczesnej broni Ukraińcom, który faktycznie można brać pod uwagę, jest obawa przed infiltracją ukraińskiej armii przez Rosjan, a co za tym idzie przed dostaniem się zachodnich technologii w ręce wroga. „New York Times” cytuje dowódcę batalionu „Donbas” Semena Semenczenkę, który mówi, że „na razie bardzo trudno powiedzieć, gdzie kończy się FSB, a zaczynają struktury ukraińskiej armii”. Kilka dni temu SBU ogłosiła, że aresztowała oficera Sztabu Generalnego, który przekazywał Rosjanom pozycje batalionów ochotniczych na froncie. Ppłk Mychajło Czernobaj to jeden z ok. 300 wojskowych aresztowanych od początku konfliktu za współpracę z Rosjanami i terrorystami.

Cały tekst w tygodniku "Gazeta Polska"
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Antoni Rybczyński