Śledczy nie są niezależni. Parasol ochronny ze strony władzy jest nad nimi skutecznie rozłożony. Presja, praca, zarobki, kariera, awanse… to wpływa na ich decyzje – tak przypuszczam - mówi portalowi niezalezna.pl Andrzej Melak, brat Stefana Melaka, który zginął w katastrofie smoleńskiej w rozmowie z Jarosławem Wróblewskim.
Prokuratura odrzuciła wniosek rodzin smoleńskich aby ich przedstawiciele brali udział w procesie badania próbek Tu-154M. Antoni Macierewicz stwierdził, że to kryzys śledztwa i otwarcie drogi do matactwa. Jesteście aż tak niewygodni dla śledztwa?
- My mamy swoje prawa. Jesteśmy traktowani przez śledczych jak przeciwnik, który wszędzie – za przeproszeniem - wtyka nos. Nasza determinacja nie jest wygodna dla śledczych.
Jednak ta państwa czujność wzięła się stąd, że w śledztwie popełniono całą masę błędów. Ona jest jak najbardziej uzasadniona, podnosi wyżej śledczym poprzeczkę.
- Zgadza się, nasza obecność, nasze wymagania i żądania przyczyniły się do wyższej jakości tego śledztwa i przestrzegania norm czy zwyczajowych czy kodeksu karnego. Dla tych którzy to śledztwo prowadzą tendencyjnie nieudolnie i źle - jesteśmy jak pewien nadzór, którego oni sobie nie życzą. Oni nie chcą korzystać z naszej obecności i doświadczenia jako naturalnego sojusznika, ale traktują jako przeciwnika. Na tym polega ta przewrotność.
Czy rodziny ofiar katastrofy w swoich dążeniach są spójne, czy jesteście podzieleni?
- Nigdy nie było tak, że rodziny 96 ofiar działały jednomyślnie. Każdy ma inne wymagania, potrzeby ale i inną wrażliwość, czy odporność psychiczną. Niektórzy się przestraszyli, innych skutecznie przestraszono. Część więc zneutralizowano, ale część jest poza wpływem urzędów czy służb. Nigdy nie było jedności, ale też nie należy jej chyba oczekiwać.
Jeśli śledczy nie chcą, czy boją się przedstawiciela rodzin przy badaniu próbek, to oznacza, że mogą one stanowić jakieś kluczowe dowody w sprawie?
- To jest pokazanie kto urządzi. Dziś nawet laicy mogą wysnuwać wnioski i stać się inspiracją dla fachowców do nowych odkryć w tym śledztwie.
To przecież pokazały ekshumacje...
- I nie śledczy, ale dociekliwość Walentynowiczów znalazła podstawy, aby wykonać ekshumację. Oni byli motorami, choć śledczy mieli inny scenariusz.
Może ten krótki wywiad należało by spuentować: Śledczy nie bójcie się rodzin smoleńskich, ale współpracujcie z nimi.
- Oni chyba jednak nie są na tyle niezależni. Parasol ochronny ze strony władzy jest nad nimi skutecznie rozłożony. Presja, praca, zarobki, kariera, awanse… to wpływa na ich decyzje – tak przypuszczam.
Choć prawda o katastrofie i tak wyjdzie na jaw.
- Jestem o tym przekonany.
Źródło: niezalezna.pl
Jarosław Wróblewski