Barbara Stanisławczyk, autorka książki sprzed dwóch lat „Ostatni krzyk", spisując wspomnienia bliskich ofiar katastrofy smoleńskiej, bała się, że ktoś ją ubiegnie. Że ktoś wyda podobną książkę przed nią. Nic się takiego nie stało. Choć prezydent zginął trzy lata temu, Pani chyba nie obawiała się o to, że ktoś przed Panią zrobi film o jego prezydenturze?
Nie obawiałam się. Kilka tygodni temu na łamach tygodnika „Do Rzeczy" ogłosiłam, że montuję film. Zrobiłam to z pełną premedytacją, wiedząc, że oprócz niezależnego obiegu nikt tego tematu nie podejmie. Mamy embargo na Lecha Kaczyńskiego. O Lechu Kaczyńskim Polacy mają nie pamiętać albo widzieć go przez wykrzywioną soczewkę pogardy, jaką zaprogramowała dla Polaków Platforma Obywatelska. W normalnym kraju mielibyśmy już kilka takich filmów i toczyłaby się debata o prezydenturze śp. Lecha Kaczyńskiego. Robimy cały czas wyłomy w tej rzeczywistości medialnej, kontrolowanej przez postkomunistyczny establishment.
Przeciętny Polak o Lechu Kaczyńskim wie tak naprawdę bardzo niewiele. Dlatego zrobiła Pani film „Prezydent"?
Przeciętny Polak wie o wpadkach i o konflikcie z rządem. Jedna z bohaterek filmu, była urzędniczka w Kancelarii Prezydenta, Bernadetta Karczewska mówi, że nagonka na prezydenta polegała także na tym, że media milczały nt. tego, co prezydent robił. Polacy z mediów komercyjnych i publicznych kontrolowanych przez rząd nie mogli się dowiedzieć niczego. Nie widzieliśmy w telewizji zdjęć z uroczystości przekazania testamentu państwa podziemnego młodemu pokoleniu czy pośmiertnego wręczenia Orderu Orła Białego dla ks. Jerzego Popiełuszki. Tych zdjęć w mediach nie było. Tak jak do dziś nie można było zobaczyć zdjęć z wiecu w Gruzji. Dostawaliśmy jakieś migawki, tymczasem to była wielka wyprawa i wielkie zwycięstwo Lecha Kaczyńskiego, który powstrzymał rosyjskie czołgi.
W narrację o działalności politycznej wplotła Pani opowieść Jarosława Kaczyńskiego o śmierci jego brata. To dość odważne posunięcie, dające poczucie niebezpieczeństwa, czyhającego na prezydenta. Jakiegoś oddechu śmierci na karku?
Chodzi tu o wymiar Smoleńska. Wszystko, co robił Lech Kaczyński, jakoś go do tego miejsca w Smoleńsku zaprowadziło. To materiał do wielkiego romantycznego mitu. Tylko musimy odrzucić tę narrację postkomunistycznych elit, zobaczyć z punktu widzenia wolnej Polski, co nam się zdarzyło i dobrze to zrozumieć.
Mówi Pani, że ten film jest dopiero wstępem. Wstępem do czego?
Do kolejnych filmów. Mam nadzieję, że one powstaną. Trzeba przywrócić Polakom wiedzę o nim, trzeba przywrócić Polakom Lecha Kaczyńskiego.
ZOBACZ ZWIASTUN FILMU

Reklama