Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polska

​W eksklawie patologii. Kaliningradzki eksperyment

Potrójne morderstwo w Gdańsku, o które podejrzewany jest przybysz z Kaliningradu, przypomniało, że mamy otwartą granicę z Rosją. Taki „prezent” zafundował nam Radosław Sikorski na życzenie Moskwy. Forsując umowę o tzw. małym ruchu granicznym, uczynił

Potrójne morderstwo w Gdańsku, o które podejrzewany jest przybysz z Kaliningradu, przypomniało, że mamy otwartą granicę z Rosją. Taki „prezent” zafundował nam Radosław Sikorski na życzenie Moskwy. Forsując umowę o tzw. małym ruchu granicznym, uczynił Polskę poligonem doświadczalnym.

Umowa w żaden sposób nie służy Polsce. Mieszkańcy strefy przygranicznej nie mają po co jeździć do rosyjskiej eksklawy, po drugiej stronie granicy nie mają krewnych, trudno też uznać brzydki sowiecki Kaliningrad za atrakcyjny cel podróży turystycznych i handlowych. Na umowie zyskuje tylko Rosja. I nie chodzi o zakupy zwykłych mieszkańców po polskiej stronie. Kaliningrad stał się punktem tranzytowym w eksporcie do Polski i dalej do UE przestępców, szpiegów i nielegalnych emigrantów. Ograniczenia, jakimi jest zawężenie terytorialne obowiązywania umowy do obwodu, są tylko na papierze. Sfałszowanie dokumentów dla Rosjan przyjeżdżających z głębi kraju to żaden problem. Choć akurat Samir S., podejrzany o potrójne zabójstwo w Gdańsku, jest z Kaliningradu. To, że mężczyzna, który był wcześniej sądzony w Rosji za nielegalne posiadanie broni, mógł bezkarnie mieszkać w Polsce, na dodatek od dawna nielegalnie, pokazuje, jak dziurawe jest sito mające przesiewać przybyszów ze wschodu. Ostrzegano przed tym podczas dyskusji nad umową z Rosją. Oczywiście Radosław Sikorski i rząd Donalda Tuska wszystko wykpiwali. Nie zważali też na zastrzeżenia płynące z części UE, m.in. sąsiedniej Litwy. Kiedy w 2009 r. Siergiej Ławrow zaprosił w tej sprawie do Kaliningradu kolegów z Polski i Litwy, Wilno natychmiast powiedziało „nie”. Tymczasem nawet teraz, przecząc faktom, Sikorski przekonuje unijnych kolegów, że obywatele rosyjscy szanują warunki małego ruchu granicznego i nie podróżują poza powiaty, w których wolno im przebywać.

Sikorski wpuszcza Rosjan

Na początku marca Sikorski na spotkaniu szefów MSZ Unii powtórzył, że opowiada się za ruchem bezwizowym UE z Rosją, a jako argument „za” podał „sukces” polsko-rosyjskiej umowy granicznej. Prace nad nią ruszyły na krótko przed 10 kwietnia 2010 r., podpisano ją w grudniu 2011 r., a latem 2012 r. weszła w życie. Żeby tak się stało, trzeba było wcześniej przekonać urzędników w Brukseli i część członków UE, bo umowa była sprzeczna z ówczesnym prawem unijnym. Udało się dzięki pomocy Angeli Merkel. Bo tak naprawdę był to projekt rosyjsko-niemiecki, załatwiony rękami polskimi. Granica polsko-kaliningradzka miała być dla Rosji bramą do Europy, zarazem zbliżając Berlin i Moskwę w miejscu historycznie bardzo znaczącym. Sęk w tym, że ostatnio relacje niemiecko-rosyjskie nieco się ochłodziły, więc i Unia już się tak nie spieszy, by iść w ślady Warszawy. Sikorski także w tej sprawie jest głównym adwokatem Rosji w Brukseli. Zresztą w sprawie umowy granicznej polski rząd zachowywał się według tego samego schematu, co przy negocjowaniu kontraktu z Gazpromem. Jednym głosem z Ławrowem i Putinem Warszawa krytykowała zapisy prawa unijnego i „biurokratyczne podejście” eurokratów. Otwarcie granicy z Kaliningradem, a nie eurointegracja Ukrainy czy Mołdawii, było priorytetem nr 1 polskiej prezydencji w UE. I tylko to udało się załatwić. Na dodatek teraz Ukraińcom czy Białorusinom trudniej jest przyjechać do Polski niż Rosjanom. To taki wkład obecnego rządu w politykę wschodnią.

Cały artykuł ukazał się w aktualnym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska”

Nie przegap! Jeszcze tylko jutro można kupić tygodnik „Gazeta Polska” z dodatkiem „
Co nas czeka w niebie

Reklama
Reklama