Nawet na drugim końcu świata Adam Małysz nie zapomniał o wierze i religii. – Podczas dnia przerwy w rajdzie spotkaliśmy się z księdzem. To bardzo mi pomogło i dodało siły do dalszego ścigania – mówi Małysz.
Wizyta polskiego księdza na argentyńskich bezdrożach była czymś niesamowitym. Wszystko zorganizował Rafał Sonik, milioner startujący w Dakarze na quadzie.
– Było to zaskoczenie dla wszystkich uczestników rajdu. Ksiądz przyleciał do nas helikopterem. Najpierw rozmawialiśmy, a później odprawił mszę św. Podczas jej trwania co chwilę ktoś zaglądał do naszego obozu, patrzył i dziwił się, co też takiego się u nas wyprawia – relacjonuje najlepszy polski kierowca podczas 35. Rajdu Dakar.
Małysz dojechał do mety na fenomenalnym 15. miejscu. To wielkie osiągnięcie, biorąc pod uwagę fakt, że dla byłego skoczka narciarskiego był to dopiero drugi start w rajdzie.
– Przez 12 miesięcy Adam zrobił kolosalne postępy. To niebywałe. On naprawdę nauczył się szybko jeździć samochodem, do tego potrafił słuchać pilota. To też jest niezwykła sztuka – ocenia Rafał Marton, pilot Małysza.
A niełatwo było zapanować nad skoczkiem z Wisły.
– Adam ma ciężką nogę i lubi bardzo szybką jazdę. Podczas Dakaru potrafił jednak jechać bezpiecznie – dodaje Marton. Współpraca Małysza z pilotem nie zawsze układała się wzorowo.
– Pokłóciliśmy się raz naprawdę poważnie – opowiada Małysz.
– To było na przedostatnim odcinku rajdu. Wszyscy zwracali mi uwagę, żebym prowadził spokojnie i niczego nie popsuł. Wkurzało mnie to, bo jechało mi się bardzo dobrze, miałem swoje tempo i nie potrzebowałem kwękania za uszami. Kiedy zawiesiliśmy się na kamieniach, było ostro. Parę minut się pokłóciliśmy, ale potem wszystko było już po staremu, powiedziałem mu tylko, żeby nie mówił mi, jak mam jechać – wspomina teraz ze śmiechem.
Duże znaczenie dla sukcesu polskiego zespołu miał samochód, którym jechali – Toyota Hilux Overdrive. –
Rozpoczynając rajd, miałem wielkie obawy, wiedziałem, że ten wóz jest za dobry jak dla nowicjusza. Bałem się, że nie dam rady. Po pierwszych dwóch etapach szybko wczułem się w auto i wszystko poszło jak z płatka – opowiada Małysz.
Więcej w "Gazecie Polskiej Codziennie"
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Krzysztof Oliwa