Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Skok na nauczycielskie wakacje

Samorządowcy chcą zabrać nauczycielom wakacje. Domagają się ograniczenia urlopów do 40 dni rocznie. Ministerstwo mówi o 47 dniach. Pomysł krytykują związki i opozycja. - Szkoła nawet nie jest przygotowana, by zorganizować pracę dla nauczycieli w szer

ywel/sxc.hu
ywel/sxc.hu
Samorządowcy chcą zabrać nauczycielom wakacje. Domagają się ograniczenia urlopów do 40 dni rocznie. Ministerstwo mówi o 47 dniach. Pomysł krytykują związki i opozycja. - Szkoła nawet nie jest przygotowana, by zorganizować pracę dla nauczycieli w szerszym wymiarze - mówią.

Przedstawiciele władz lokalnych, które są organami prowadzącymi szkoły, domagają się skrócenia wymiaru nauczycielskiego urlopu. Chcą, by pedagogom obcięto liczbę dni wolnych w roku do 40 oraz aby przychodzili do pracy po miesiącu wakacji. Co mieliby robić w letnie dni? Np. pilnować dzieci przebywających na półkoloniach organizowanych przez samorządy. Wszystko w ramach swoich dotychczasowych etatów.

Ministerstwo Edukacji woli mówić o „doprecyzowaniu zasad udzielania urlopów, a nie o ich zmniejszeniu”. - MEN proponuje, aby pedagodzy mieli 47 dni wolnych od pracy: 37 w czasie wakacji letnich i 5 podczas ferii zimowych, resztę mogliby sobie odebrać w czasie przerw świątecznych - mówi szef nauczycielskiej Solidarności Ryszard Proksa.

Propozycję cięć urlopów krytykują nauczyciele, związki zawodowe i opozycja parlamentarna. - Nie widzę sensu w siedzeniu w szkole w czasie wakacji. W lipcu i sierpniu nic się nie dzieje, a dzieci po prostu nie przychodzą, bo wolą spędzać czas na plaży nad jeziorem. Wyobrażam sobie, że ograniczy się to do bezproduktywnego spędzania czasu w pracy - mówi „Codziennej” nauczycielka ze szkoły podstawowej i gimnazjum w Lucieniu w województwie mazowieckim.

- Samorządy wszędzie szukają pieniędzy. Teraz wymyśliły, jak oszczędzić na organizowaniu półkolonii - tłumaczy Proksa. Podkreśla, że związki na to się nie zgodzą. - To po prostu nie ma sensu. Ograniczenie liczby dni wolnych nie przysporzy pieniędzy władzom lokalnym - dodaje.

Wiceprzewodnicząca sejmowej komisji edukacji Krystyna Łybacka (SLD) zwraca uwagę, że urlopy nauczycielskie są związane z układem przerw i ferii w roku szkolnym. Nie można ich dowolnie ograniczać. - Z pewnością nauczyciele mogliby świadczyć pracę w czasie wakacji, ale za odpowiednią gratyfikację - mówi. Zgadza się z nią Sławomir Kłosowski (PiS), również wiceszef sejmowej komisji edukacji. Podkreśla, że polska szkoła nie jest przygotowana, by organizować pracę pedagogów na wzór innych instytucji czy przedsiębiorstw.

- Tego typu propozycje idą w złym kierunku. Należałoby zadbać, np. żeby rodzice nie musieli co roku kupować dzieciom nowych drogich podręczników, by młodsi uczniowie mogli korzystać z książek po starszym rodzeństwie - ocenia Kłosowski.

Samorządowcy twierdzą, że polscy nauczyciele mają najdłuższe urlopy w Europie. W rzeczywistości jest odwrotnie. Ze swoimi 56 dniami wolnymi w ciągu roku (bez świąt państwowych) znajdują się na przedostatnim miejscu wśród krajów UE. Najdłuższe urlopy są w Finlandii - 92 dni, w Rumunii i w niektórych niemieckich krajach związkowych pedagodzy odpoczywają 88 dni, francuscy nauczyciele korzystają z 85 dni urlopu. Najmniej wolnego mają Słoweńcy - 46 dni.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Wojciech Kamiński