Najpierw Sikorski poprosił Catherine Ashton, żeby poruszyła sprawę zwrotu wraku Tu-154M na szczycie UE–Rosja. MSZ Rosji zareagowało „skrajnym zdumieniem”, na co jeszcze mocniej odpowiedział już nie tylko Sikorski, ale też Donald Tusk. Zanim jednak doszło do szczytu w Brukseli, szef polskiego MSZ spotkał się z Siergiejem Ławrowem. I zrejterował. Kilka dni później sprawa wraku na szczycie UE–Rosja – co oczywiste – nie zaistniała. A Władimir Putin mógł po raz kolejny powtórzyć, że polski samolot rozbił się z winy Polaków. O co chodziło Sikorskiemu? Na pewno nie o przyspieszenie zwrotu wraku tupolewa.
Pozorowana szarża
W intencje ministra wątpić można było już wtedy, gdy pochwalił się prośbą do Ashton. Po pierwsze, wiadomo było, że jest za późno, żeby sprawa zwrotu wraku mogła trafić na agendę szczytu UE–Rosja. Po drugie, jaki był w tym sens, skoro od dawna było ustalone, że na kilka dni przed spotkaniem w Brukseli Sikorski będzie rozmawiał w Moskwie z Ławrowem. Po trzecie wreszcie, jest rzekomy argument obietnicy Miedwiediewa z 2010 r. Sikorski na „skrajne zdumienie”, z jakim MSZ Rosji przyjęło jego propozycję podniesienia sprawy wraku na szczycie UE–Rosja, odpowiedział, że to Polska jest zdumiona i niezadowolona, iż „obietnica prezydenta Rosji nadal nie jest realizowana”. Chodzi o deklarację Dmitrija Miedwiediewa podczas wizyty w Polsce w grudniu 2010 r. Ale co dokładnie obiecał? Tutaj można jedynie oprzeć się na relacji Tuska sprzed dwóch lat: „Trudno mi powiedzieć, na ile deklaracja prezydenta Miedwiediewa będzie miała wpływ na postępowanie MAK i prokuratury rosyjskiej, ale usłyszeliśmy zapewnienie, że strona rosyjska nie będzie stawiała żadnych przeszkód, aby wrak samolotu wrócił do Polski tak szybko, jak to możliwe”. A możliwe to będzie wtedy, gdy swoje dochodzenie zamknie Komitet Śledczy – bezpośrednio podporządkowany Putinowi. Żaden przepis nie wskazuje konkretnego terminu, śledztwo można przedłużać bez końca.
Ashton prośbę Sikorskiego „przyjęła do wiadomości” i w kuluarach szczytu miała o tym rozmawiać z Ławrowem. I tylko tyle wiadomo. Kwestia na formalnej agendzie rozmów oczywiście się nie pojawiła. Jeszcze przed szczytem zapowiedział to ambasador Rosji przy UE: „Nie mieliśmy żadnych sygnałów w tej sprawie”. Tym bardziej że już kilka dni wcześniej, w Moskwie, Sikorski nie był już tak wojowniczy. Grzecznie przyjął nic nieznaczące słowa Ławrowa, że „Rosja podejmie wszystkie kroki, by jak najszybciej przekazać do Polski wrak samolotu Tu-154M”. Szef polskiego MSZ niemal przepraszał gospodarzy, że porusza sprawę: „Proszę stronę rosyjską o zrozumienie, dlaczego ta sprawa jest dla nas tak ważna, o wyobrażenie sobie, gdyby to rosyjski samolot z prezydentem, pierwszą damą i przywództwem sił zbrojnych (...) rozbił się za granicą, na przykład w Stanach Zjednoczonych”. Ławrow zaznaczył, że „śledztwo nie powinno być kończone w sposób sztuczny, ale wtedy, gdy wszystkie dowody zostaną przeprowadzone. Nie możemy zmienić naszych przepisów, ale chcemy zrobić wszystko możliwie jak najszybciej”. Przekładając to na język konkretów: nie będzie żadnego przyspieszania działań śledczych (co oznacza nawet długie lata czekania na wrak). Przy okazji Rosjanin pogroził palcem: niech wam nie przychodzi do głowy mocniej poruszać tematu na arenie międzynarodowej („Rosja chce zakończyć sprawę jak najszybciej nie dlatego, że z takim wnioskiem zwróciła się do niej UE czy USA, ale dlatego, że rozumiemy głębię tej tragedii dla polskiego narodu”). W udzielonym zaraz potem wywiadzie dla Interfaxu Sikorski zapewnił, że Polska nie zamierza inicjować międzynarodowego śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej: „ogólnie rzecz biorąc co do przyczyn katastrofy rząd Polski nie ma wątpliwości. Był to nieszczęśliwy wypadek, była to katastrofa lotnicza”.
Tego samego dnia Putin powtórzył, że przyczyną rozbicia samolotu były „złe warunki pogodowe” i że „polski samolot, który wylądował dwie godziny wcześniej, poprzez swojego dowódcę ostrzegał dowódcę samolotu prezydenckiego, że nie należy tam lecieć, że nie ma warunków do lądowania. Jednak oni mimo to polecieli...”. Dzięki akcji Sikorskiego prezydent Rosji mógł powtórzyć przed wszystkimi rosyjskimi korespondentami zagranicznych mediów, że „nie należy upolityczniać problemu”, że „bolejemy razem z narodem polskim”, że „jesteśmy zainteresowani tym, by śledztwo było obiektywne”. Rzecz jasna, „nie mieszamy się do śledztwa”, a „jeśli chodzi o wrak, to decyzję powinni podjąć śledczy”.
Nowa prawica?
Dlaczego Sikorski wykonał ruch z góry skazany na klęskę? Może jest na tyle nierozgarnięty, iż liczył na powodzenie. Tłumaczenie nr 2: chodziło o skompromitowanie idei podnoszenia kwestii Smoleńska na arenie międzynarodowej. Ale najbardziej prawdopodobne jest, że Sikorski zagrał ostro z Rosjanami, żeby zyskać punkty w opinii publicznej w kraju. I to nie na rachunek rządu, czyli Tuska, ale swój własny. Stąd dystans części PO-owców i premiera, który de facto podważył krok swojego ministra, odpowiadając, że nie ma zdania, czy temat zwrotu wraku powinien być formalnie podniesiony na szczycie UE–Rosja. Mały Pałac (KPRM) nie poparł akcji Sikorskiego, bo widzi w nim zagrożenie. Duży Pałac, ustami doradcy Nałęcza, zdystansował się od szefa MSZ z powodów pryncypialnych – to po prostu „obóz moskiewski” w Polsce. Obok niego, oraz słabnącego „obozu berlińskiego” Tuska, może powstać trzecia siła – „nowa prawica”. Komorowski gra tutaj ostrożnie, bo i tak jest jasne, że tworzona od pewnego czasu „opozycja” może zastąpić Tuska lub przynajmniej okopać się mocno w opozycji, osłabiając PiS. Zmiany w „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze”, pompowanie radykałów po Marszu Niepodległości, Ziobro w RBN, do tego relacje Sikorskiego z Giertychem – to być może wstęp do budowy nowej siły „prawicowej”, która w opozycji zagrozi w końcu PiS. A na czym najlepiej budować poparcie i wprowadzać dezorientację we wrogim władzy elektoracie? Na sprawie smoleńskiej.
Poruszając sprawę wraku, Sikorski dostał faktycznie poparcie liderów dwóch partii, które wywodzą się z PiS: SP i PJN. Paweł Kowal powiedział, że na posiedzeniu komisji spraw zagranicznych Parlamentu Europejskiego i rosyjskiej Dumy Państwowej w Moskwie „podkreślił, iż zgadza się z ministrem Sikorskim” i jego stanowiskiem w sprawie wraku. Natomiast Zbigniew Ziobro oświadczył, że w przeciwieństwie do PiS pozytywnie ocenia starania Sikorskiego. Drugim ciosem w PiS była akcja Ziobry w RBN. Najpierw Komorowski nieoczekiwanie zgodził się, żeby Rada zajęła się kwestią „ewentualnych wpływów zewnętrznych na to, co się dzieje wokół śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej”. Ziobro najpierw zaapelował o udział Kaczyńskiego, a potem go skrytykował: „Bardzo liczyłem na wsparcie tych działań ze strony pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego, bo one mogłyby doprowadzić do znacznie szybszego sprowadzenia wraku i uniemożliwić Rosji rozgrywanie sytuacji w imię zasady dziel i rządź”. Tutaj akurat RBN ustami Kozieja z Ziobrą się nie zgodziła: ustalono, że nikt z zewnątrz nie wpływa na sprawę smoleńską w Polsce. Akcja Sikorskiego i inicjatywa Ziobry to dwa elementy tej samej operacji. Chodziło o pokazanie, że PiS rzekomo animozje polityczne, także personalne, w kraju stawia wyżej niż racja stanu. Warto też zwrócić uwagę, że dzieje się to poza Tuskiem, za to przy wsparciu Komorowskiego. Choć też warunkowym, bo obóz prezydencki nie przyłączył się do pobrzękiwania szabelką przy okazji sprawy zwrotu wraku, a na RBN ustalono, że Rosjanie „nie mieszają” ws. Smoleńska w Polsce.
Całość w tygodniku „Gazeta Polska”
Reklama