Oto nowa moda: każdy dobry Polak boi się zamachu. Boi się faszystów, nacjonalistów, patriotów, obrońców życia (niepotrzebne skreślić). Nie ospałych i skorumpowanych sądów; nie spóźniających się pociągów; nie przyjeżdżających po czasie karetek; nie konfliktów interesów. Mamy się bać nacjonalistycznych bomberów, którzy jeszcze nic nie wysadzili, no ale przecież mogą!
„Trotyl” na pierwszej stronie „Rzeczpospolitej”. Mocne słowa na posiedzeniu zespołu parlamentarnego PiS bez czekania na oficjalne potwierdzenie informacji. Konferencja Jarosława Kaczyńskiego podkreślająca zastrzeżenia do rządowej wersji katastrofy smoleńskiej. Pokrętne dementi prokuratury. Niby-wycofanie się redakcji „Rzeczpospolitej” z tez własnego tekstu. Okładka tygodnika „Newsweek” z komputerowo „podkręconym” portretem Jarosława Kaczyńskiego i określeniem: „świr”. Zadyma na marszu z okazji Święta Niepodległości.
Medialne pompowanie motywów rzekomej przemocy „narodowej” przez kilka dni. Poważne wątpliwości co do zachowania policjantów w kominiarkach mających zabezpieczać demonstrację.
Promocja Brunobombera
Wreszcie, 20 listopada 2012 r. ogłoszony zostaje Brunobomber. Przedziwna konferencja prasowa prokuratury i ABW. Konferencja przypominająca to, co często zarzucano (nie zawsze słusznie) Zbigniewowi Ziobrze:
uprawianie polityki bezpieczeństwa nie poprzez reformę instytucji, ale tworzenie napięcia na konferencjach prasowych. Prokurator, występujący na konferencji w roli rzecznika interesów ABW, pokazujący, iż tajne służby III RP nie potrafią prowadzić koronkowych operacji, że grubymi nićmi szyją.
Warstwa zdarzeń i warstwa nastrojów
Środa, 21 listopada – dzień po powszechnie chyba krytykowanej konferencji prasowej. Rano prowadzący audycję w TVP Info w rozmowie z ekspertem od materiałów wybuchowych rozpoczyna rozmowę:
„Jest się czego bać?”. I pytanie to powtarza.
Odnoszę wrażenie, iż wykonuje zadanie karmienia strachu.
Pierwsze strony prasy codziennej: „Dziennik Gazeta Prawna” – nic rzucającego się w oczy; podobnie „Rzeczpospolita”. Inaczej tabloidy: „Super Express” – ogromne litery i słowo:
„GIŃCIE!”. I słowa:
„Naukowiec Brunon K. (45 l.) zatrzymany przez służby specjalne. Chciał podłożyć 4 tony trotylu pod parlament i zabić prezydenta, premiera i posłów!” „Fakt”:
„Zamach!” – słowo na szerokość strony. Wyeksponowane:
„Mieli zginąć prezydent Komorowski, premier Tusk i posłowie”.
„Gazeta Wyborcza”: wielkimi literami:
„Bomba na parlament” i lead:
„ABW od miesięcy monitorowała terrorystę, który szykował atak na Sejm. Zatrzymano go dwa dni przed 11 listopada. Według źródeł »Gazety« była obawa, że zmieni plany i uderzy w Święto Niepodległości”.
Prasa lokalna dostępna w Toruniu. „Gazeta Pomorska”: dużymi, ale nie ogromnymi, literami:
„To miał być zamach na władzę”. Lead:
„Wczoraj prokuratorzy i funkcjonariusze ABW ujawnili, że zapobiegli zamachowi terrorystycznemu w Polsce – na prezydenta, Sejm i rząd”. Na pierwszej stronie brak faktów – spekulacje, symulacje, tworzenie nastroju grozy. Dziennik „Nowości”: tu największy tytuł dotyczy sprawy lokalnej, ale już poniżej:
„Polski Breivik rozbrojony!”. I słowa:
„Udaremniony zamach na sejm, prezydenta, premiera”.
Media „opozycyjne” dystansują się. „Nasz Dziennik”: główny materiał, duże litery:
„Hucpa ABW”. I lead:
„Propagandowy spektakl ABW. Agencja aresztowała Brunona K., chemika, który miał jakoby planować zamach na prezydenta, premiera, członków rządu i Sejm. Alarmu antyterrorystycznego jednak nikt nie ogłasza”. „Gazeta Polska Codziennie”:
„Zamach pod patronatem ABW”. Lead:
„Aresztowany Brunon K. przygotowywał zamach w Sejmie wraz z co najmniej sześcioma wspólnikami. Tylko jeden z nich jest zatrzymany. Resztę wypuszczono na wolność. – To może oznaczać, że w otoczeniu zamachowca działali ludzie służb, nie znajduję innego wytłumaczenia, dlaczego nie usłyszeli zarzutów – mówi b. szef ABW Bogdan Święczkowski”.
W telewizjach festiwal faktycznych oraz świeżo awansowanych ekspertów od terroryzmu.
Spekulują, jak potrafią. Niektórzy z sensem.
Dzień czy dwa później „Wyborcza” ponownie nagłaśnia motyw przemocy kibolskiej wobec niewinnych ludzi. Platforma Obywatelska zgłasza wniosek o postawienie Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobro przed Trybunałem Stanu.
W poniedziałek, 26 listopada na okładce „Newsweeka” twarz Brunobombera przesłonięta napisem:
„Czas patriotów. Brunon K. i inni”.
Prymitywna sugestia znaku równości między terroryzmem a patriotyzmem. Tomasz Lis konsekwentnie obsadza siebie w roli najbardziej żarliwego propagandysty systemu III RP.
Co dominuje w tym obrazie? Fakty medialne zdecydowanie przeważają nad „realnymi”. I tak ma być. Dlaczego tak ma być? Ponieważ znaczna, chyba dominująca część mediów wybrała się w pewną podróż. W którą stronę?
Dystans cywilizacyjny między Rosją Putina a Polską Tuska
To dystans – cieszmy się, że on nadal istnieje – między rzeczywistymi wybuchami w blokach mieszkalnych a setki razy wyświetlanymi na ekranach telewizorów próbnymi wybuchami Brunobombera. To dystans między grozą zabijania niewinnych ludzi a nastrojem grozy tworzonym przez usłużnych propagandystów. To poważna różnica. Różnica rangi cywilizacyjnej. Ale występuje również taka warstwa zdarzeń, gdzie ta różnica się istotnie zmniejsza. Dzięki owym wybuchom rzeczywistym Władimir Putin uzyskał władzę. Dzięki hodowaniu wspólnoty strachu przed wybuchami Donald Tusk – lub raczej system III RP – władzę ma zachować.
Spisek – nie, raczej konformizm
Opisany powyżej ciąg zdarzeń nie był w swej rozciągłości przez kogokolwiek zaplanowany i koordynowany. Tylko ich część, a także kolejność i forma były z góry planowane. Niektóre komentarze po prostu „wstrzeliły” się w tok zdarzeń. Usłużni dziennikarze przecież doskonale wiedzą, które informacje należy podkręcać i nagłaśniać. Niektóre sytuacje jednak – np. owa konferencja prasowa prokuratury i ABW – wyglądają, jakby miały odegrać precyzyjnie rozplanowaną rolę w naszym teatrze życia publicznego. Jaką rolę mieli odegrać prokuratorzy jako pomocnicy kreatorów propagandy?
Polityka paniki moralnej
Pojęcie paniki moralnej w latach 70. wprowadził badacz Stanley Cohen. Taka panika występuje wtedy, gdy jakieś zjawisko lub zdarzenie jest przedstawiane jako zagrażające podstawom ładu społecznego, jako zagrażające podstawowym wartościom i interesom społecznym. Określenie „panika” podkreśla, iż w obliczu owego zdarzenia prowokowane są reakcje nieproporcjonalne do faktycznego kalibru zagrożenia. Miast rzeczowej analizy pompuje się emocje. Ludzkie naturalne odruchy moralne są podkręcane tak, by przysłonić inne istotne zjawiska, które mają nie być brane pod uwagę.
Oto nie jest ważne, że państwo jest źle zarządzane, że brakuje polityki gospodarczej, że pogłębia się zapaść infrastruktury kolejowej, służby zdrowia i szkolnictwa, że wzrasta bezrobocie i utrzymuje się wysoki poziom emigracji, że władza jest skorumpowana, że panoszą się standardy nieodpowiedzialności.
Ważne, by niepokoje społeczne skoncentrować na tym, że podczas marszu 11 listopada grupki zamaskowanych osób atakowały policję. To trzeba stokrotnie pokazywać, tu trzeba ronić krokodyle łzy nad upadkiem obyczajów i nad czającymi się zagrożeniami nacjonalizmu, antysemityzmu, ksenofobii.
Słowem:
panikę moralną rozpętuje się, by odwróciwszy uwagę społeczeństwa od problemów dotyczących podstaw bytu milionów obywateli, koncentrować czujność na jednostkowych zdarzeniach, których natura jest tego typu, iż mają wysoką widzialność i dynamikę emocjonalną. Nic to, że wpływ tych zdarzeń na podstawy społecznego bytu jest nader marginalny. Jak napisał na Facebooku Andrzej Szcześniak:
„Władza po prostu zamiast rozwiązywać poważne problemy społeczne, uprawia propagandę i prowokacje”. Oto nowa moda: każdy dobry Polak boi się zamachu. Boi się faszystów, nacjonalistów, patriotów, obrońców życia (niepotrzebne skreślić). Nie ospałych i skorumpowanych sądów; nie spóźniających się pociągów; nie przyjeżdżających po czasie karetek; nie konfliktów interesów, np. w pracy lotniska im. człowieka-który-twierdzi-że-nie-był-Bolkiem. Nie mamy się bać, iż latami nie można doczekać się badań endokrynologicznych. I nie lękać się podwyżek cen.
Nie mamy się bać tego, co nie działa na co dzień i jest utrapieniem milionów. Mamy się bać nacjonalistycznych bomberów, którzy jeszcze nic nie wysadzili, no ale przecież mogą!
Uwaga
Pewne histerie, nawet nie do końca rozkręcone, nawet ośmieszane – zostawiają ślady w naszych umysłach. Nie tylko w umysłach propagandystów, którzy myślą, że tylko sobie nami manipulują. Także w umysłach czytelników „Gazety Polskiej Codziennie” i „Naszego Dziennika”, które rządowy przekaz krytykują.
Propagandowe motywy – nawet gdy się od nich dystansujemy – zostają w naszych głowach. I tam robią swoje.
Źródło: Gazeta Polska
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Andrzej Zybertowicz