Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Polski kryzys zamiast Inwestycji Polskich

Hamowanie gospodarki całkowicie wymknęło się spod kontroli.

Hamowanie gospodarki całkowicie wymknęło się spod kontroli. Przekaz dnia Platformy Obywatelskiej jest dziś odwrotnością propagandy sukcesu ostatnich lat: to, co najgorsze w sytuacji ekonomicznej kraju, dopiero przed nami. W 2013 r. czeka nas recesja i depresja, gwałtowny wzrost bezrobocia w okolicach 18 proc. i – co najgorsze z punktu widzenia Ministerstwa Finansów – załamanie dochodów podatkowych, co musi spowodować ogromne problemy budżetu państwa.

Już pod koniec bieżącego roku dochody z podatku VAT mogą być mniejsze od zaplanowanych przez naszego „Sztukmistrza z Londynu” aż o 12 mld zł. Co gorsza, coraz słabiej spływają podatki od przedsiębiorstw – wpływy z podatku CIT będą mniejsze aż o 16 proc. Zaplanowany na przyszły rok w budżecie wzrost wpływów z tego podatku na poziomie kilkunastu procent to czysta abstrakcja. A to przełoży się również na załamanie wpływów podatkowych samorządów. Właśnie podano, że zadłużenie 12 największych polskich miast przekroczyło 10 mld zł.

Lawinowo wręcz spada produkcja przemysłowa. Wrześniowe 5,2 proc. w dół to dopiero przedsmak tego, co czeka nas w zimie i na wiosnę przyszłego roku. Totalnie załamuje się np. produkcja budowlano-montażowa, jej potężny wrześniowy spadek o blisko 18 proc. to cisza przed burzą. Ceny mieszkań będą wreszcie pikowały.

Wskaźniki szaleją
Rośnie nadal liczba upadłości firm już nie tylko budowlanych, meblarskich, przetwórczych czy mięsnych, ale również aptek, firm reklamowych oraz transportowych. Spadek produkcji we wrześniu odnotowano aż w 27 z 34 branż. Drób najprawdopodobniej podrożeje w przyszłym roku o ok. 20 proc. Spadnie spożycie wieprzowiny i ryb, bo są już zbyt drogie. Będziemy więc jedli mniej i gorzej. Polski produkt krajowy będzie miał nadal tendencję malejącą. Pod koniec bieżącego roku wzrost może się znaleźć w okolicy zaledwie 1 proc., a w I kw. 2013 r. już na poziomie zera. Zbliżamy się zatem do poziomów jeszcze gorszych od tych z kryzysu lat 2008–2009. Z jedną bardzo znaczącą różnicą. Wówczas polski złoty był bardzo słaby – 4,8 za euro – co pomagało zamortyzować straty, ponieważ wspomagał polski eksport, a w rezultacie koniunkturę gospodarczą i bilans obrotów płatniczych. Dziś nasza waluta jest bardzo mocna – 4,1 za euro – co pomaga spłacającym kredyty, natomiast przy bardzo wysokich stopach procentowych może tylko dobić polski eksport, bilans płatniczy i PKB.

Będzie to powodowało tym groźniejsze konsekwencje, że już spadają i jeszcze spadną zamówienia zagraniczne, bo nawet niemiecka gospodarka zaczyna się dławić. Spadek produkcji samochodów w fabrykach zagranicznych koncernów w Polsce, w tym roku już o 25 proc., to tylko zapowiedź tego, co czeka nas w ciągu kilkunastu najbliższych miesięcy.

Brak recepty

Jak w tym kontekście oceniać zdumiewające zapowiedzi rządu Platformy, zawarte w tzw. drugim exposé? Premier mówi o sobie, że co prawda nie jest geniuszem, ale w swoim mniemaniu jest dobrym premierem. Parafrazując, możemy powiedzieć o ministrze finansów, że nie jest co prawda precyzyjnie liczącym księgowym, ale jest geniuszem kreatywnej księgowości i fantastycznym magikiem wyciągającym z kapelusza jak na zawołanie inwestycje za 700 czy nawet 800 mld zł.

Tylko czy są to wystarczające recepty na kryzys? Wiadomo przecież, że w rzeczywistości nie tylko nie będzie Inwestycji Polskich na setki miliardów złotych, ale w latach 2013–2014 staniemy przed koniecznością ratowania się przed zapaścią gospodarczą, bankructwem i załamaniem się do reszty wpływów podatkowych. Tym bardziej że Agencja Moo­dy’s podtrzymywała swoją decyzję z ub.r. co do zagranicznych banków w Polsce, nadając im negatywną perspektywę.

Pogarsza się wciąż jakość posiadanych przez zagraniczne banki w Polsce aktywów. Rośnie jednocześnie suma kredytów zagrożonych i utraconych, które aktualnie doszły już do poziomu 37 mld zł. Stąd bierze się zresztą tak bezpardonowa walka z polskimi SKOK-ami i stosowane wobec nich bezprawie legislacyjne.

Poluzowanie polityki kredytowej poprzez złagodzenie tzw. rekomendacji T przez Komisję Nadzoru Finansowego w obecnej sytuacji nic już nie da. Polacy nie pobiegną przecież ochoczo po nowe telewizory i pralki na kredyt, kiedy drżą o pracę i coraz trudniej realizują swoje stare zobowiązania.

Początek równi pochyłej

Spadają zatrudnienie i realne wynagrodzenia, ubywa co miesiąc ok. 10 tys. miejsc pracy, bezrobocie jeszcze w tym roku przekroczy 13 proc., w przyszłym może sięgnąć nawet 18 proc. Co prawda według premiera Polska potrzebuje przede wszystkim spawaczy, a nie ludzi po studiach, ale nie zanosi się na to, żeby byli oni potrzebni do przekładania rury z gazem na dnie Bałtyku, która blokuje tor wodny dla dużych statków chcących wpłynąć do Świnoujścia.

Zaczynają się strajki. Na Śląsku strajkują już kolejarze Przewozów Regionalnych i górnicy w JSW. Stają budowy, słabnie konsumpcja, spada sprzedaż detaliczna, rosną natomiast koszty utrzymania. W tym zwłaszcza koszty utrzymania mieszkania – dla czteroosobowej rodziny to już minimum ok. 900 zł miesięcznie.

Z pewnością minister Jacek Rostowski nie poprzestanie na radosnej twórczości, której świetnym przykładem są wprowadzone niedawno podatki od deszczu czy auta służbowego w weekendy. Tego typu pomysły nie rozwiążą jednak problemów gospodarczych kraju.

Co prawda urzędnicy premiera Donalda Tuska, jak donoszą media, otrzymali 60 mln premii, ale to też nie poprawi konsumpcji i koniunktury gospodarczej w skali makro. Zadziwiające również jest, że w exposé premiera nie pojawił się w ogóle problem polskich długów, których wielkość zbliża się już do 900 mld zł w wypadku długu publicznego i dodatkowych 264 mld euro długu zagranicznego.

Miś Barei wędrujący po kraju wraz z Tuskobusem niestety nie odpowie na najbardziej nurtujące Polaków pytania. Co z gospodarką, panie premierze, co z pracą? Idą naprawdę ciężkie czasy. Zielona wyspa zamienia się na naszych oczach w ruchome piaski. Lepiej by było, żeby ci, którzy zepsuli nam gospodarczy zegar, nie zabierali się do jego naprawienia.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Janusz Szewczak