Nie chcecie coraz bardziej wkurzonych obywateli na ulicach, to pozwólcie nam normalnie żyć i komunikować się tak, jak pozwalacie swoim zwolennikom.
To prawda, że większość tych manifestacji współorganizowały kluby „Gazety Polskiej". Kluby nie są organizacjami politycznymi, ale ich członkowie mają często dosyć zdecydowane poglądy. Stąd wrażenie władzy, że nadciąga tu jakaś rewolucja, która zmiecie obecny reżim. Tymczasem sukces demonstracji wynika z dwóch zasadniczych powodów: zamknięcia oficjalnego obiegu informacji, tak by były przyjazne tylko dla swoich – zwolenników reżimu (jeden Pospieszalski, emitowany w nocy, wiosny tu nie czyni) i niezadowolenia z obecnego stanu rzeczy.
Na szczęście prawica nie jest zupełnie niema. Nawet z naszym udziałem tworzy coraz więcej mediów, zarówno tych tradycyjnych, jak i nowych za pośrednictwem internetu. Jednak pieniądze i koncesje trafiają wyłącznie do establishmentu III RP. W rezultacie konserwatywne media, choćby nie wiem jak tanio i solidnie robione, nie mogą być wystarczającym narzędziem komunikacji wewnątrz wielomilionowej wspólnoty. Najlepszym miejscem spotkania się tych, którzy rządu nie popierają, staje się więc ulica. Setki tysięcy Polaków chcą zobaczyć takich samych jak oni, przekonać się, że nie są żadnym gettem i że wielu myśli podobnie. Potrzeba wspólnoty jest nadrzędna wobec gniewu czy protestu. Tę potrzebę zlekceważyła władza, wycinając niemal wszystkich krytycznych dziennikarzy z mediów publicznych. Zlekceważyli też ją jej lokaje, nie wpuszczając publicystów i dziennikarzy o prawicowych poglądach do dużych stacji prywatnych. W rezultacie wielu Polaków, włączając telewizję czy radio, czuje się jeszcze bardziej wyobcowanych. Media obróciły się przeciwko ich użytkownikom: dzielą, straszą, izolują. Jedynym miejscem realnego spotkania ludzi o konserwatywnych poglądach pozostaje Kościół. Wiele, jak za PRL-u, zawdzięczamy proboszczom, którzy udostępniają sale katechetyczne czy podziemia kościołów na spotkania i pokazy produkowanych przez nas filmów, niedopuszczonych przez mainstream do oficjalnego obiegu. Dzięki m.in. temu prawda może docierać do wielkiej grupy Polaków. Ale jest też tak, że duchowieństwo, obawiając się zarzutów o polityczność, często rezygnuje z form budowania wspólnoty, które bezpośrednio nie dotyczą sacrum.
Pozostała więc ulica, bo siedząc w domu, możemy żyć wyłącznie w świecie tworzonym przez rządową propagandę i sprzyjające jej media. Na ulicy tak duszno nie jest. Ta rozbieżność narasta. Ludzi widzących ją jest coraz więcej. Kluby „Gazety Polskiej", ale także Solidarni 2010 i Rodziny Radia Maryja weszły w tę nową atmosferę. Od podziałów istniejących po prawej stronie silniejsza stała się potrzeba jedności i wspólnoty. Ta potrzeba będzie rosła i doprowadzi do tego, że już nie izolowana prawica, a władza wraz ze swoimi totumfackimi zatrudnionymi w największych mediach znajdzie się w izolacji.
Na reżimie zemściła się logika działania zapożyczona z Marksa i Lenina. Mając władzę, chcieli zrównać z ziemią rywalizujący z nią obóz polityczny. Tymczasem odbierając swoim przeciwnikom nawet iluzję uczestnictwa w życiu publicznym, izolując ich, a często i poniżając, stworzyli potrzebę nowej wspólnoty. Tego już się nie zatrzyma.
Trzeba było zostawić Joannę Lichocką czy Anitę Gargas w TVP. Trzeba było pozwolić Jackowi Sobali albo Krzysztofowi Czabańskiemu robić jeden program radiowy albo przynajmniej raz w miesiącu wpuścić do TVP kogoś z „Gazety Polskiej". Przesadzili, zmusili nas do utworzenia drugiego obiegu, a ludzi do wyjścia na ulicę. Co więcej, nie zauważyli, że już samo istnienie drugiego obiegu w demokratycznym ponoć kraju publicznie delegitymizuje ich system. Teraz są nam coraz mniej potrzebni. Przeszkadzając w demonstracjach, kłamiąc na temat ich przebiegu i liczby uczestników, są po prostu śmieszni. Trochę już za późno na naprawę, chociaż droga do niej nigdy zamknięta nie jest. Nie chcecie coraz bardziej wkurzonych obywateli na ulicach, to pozwólcie nam normalnie żyć i komunikować się tak, jak pozwalacie swoim zwolennikom. Tych ostatnich będzie zresztą coraz mniej. Łyk świeżego powietrza przyciąga nowych ludzi chcących oddychać pełną piersią. Wolność jest zaraźliwa.
Źródło:
Tomasz Sakiewicz