Z informacji „Wprost” wynika, że zmiany najprawdopodobniej obejmą placówki m.in. w Waszyngtonie, Londynie, Berlinie, Paryżu i Brukseli. Bronisław Komorowski chce jednak mieć wpływ na rotację. Jeszcze do niedawna wśród kandydatów do objęcia zagranicznych placówek wymieniani byli ludzie z bliskiego otoczenia prezydenta.
W rozmowie z portalem Niezależna.pl poseł Witold Waszczykowski, były wiceminister spraw zagranicznych tłumaczy, że rotacja na stanowiskach ambasadorskich to sprawa rutynowa.
- To, że latem dojdzie do zmian na stanowiskach ambasadorskich jest kwestią rutynową i zwyczajową. Teraz rotacja będzie większa, ponieważ część ambasadorów została na stanowiskach przetrzymana dłużej, ze względu na prezydencję i nie ma w tym nic nadzwyczajnego – uważa Witold Waszczkowski.
Były wiceszef MSZ podkreślił jednak, że mamy poważne kłopoty z polską dyplomacją, a funkcja ambasadora znacznie traci na znaczeniu i staje się jedynie prestiżowym stanowiskiem.
- Dyplomacja Radosława Sikorskiego i Donalda Tuska jest dyplomacją minimalistyczną. Ten rząd uznał, że w polityce międzynarodowej Polska nie powinna prowadzić aktywnych działań, ponieważ wystarczy tylko być w UE i akceptować decyzje zachodnich mocarstw, a zwłaszcza tandemu niemiecko-francuskiego. To powoduje, że mamy kłopoty z polską dyplomacją, ponieważ funkcja ambasadora jest prestiżowa, jednak dla wielu ambitnych ludzi, którzy widzieliby się na tym stanowisku, staje się całkowicie nieatrakcyjna. Muszę przyznać, że poza prestiżem i kwestiami finansowymi, wielu ludzi, którzy chcieliby robić coś pożytecznego i potrzebnego dla państwa, dziś są traktowani tylko jako urzędnicy potrzebni do obsługiwania wizyt zagranicznych delegacji – tłumaczy Witold Waszczykowski w rozmowie z portalem Niezależna.pl.
Poseł Prawa i Sprawiedliwości nie szczędzi także słów krytyki pod adresem szefa rządu i metody obsadzania stanowisk ministerialnych.
- Mamy ostatnio w rządzie sytuację, że Donald Tusk mianował na stanowiska ministerialne ludzi, którzy nie są wybitnymi politykami lub nie są po prostu specjalistami w danej dziedzinie. Obsadzone w ten sposób stanowiska są całkowicie podporządkowane woli premiera. Taka sama zasada przechodzi też na inne resorty. Radosław Sikorski na stanowiska ministerialne i ambasadorskie szuka ludzi do odgrywania roli adiutanta lub kamerdynera, ludzi którzy będą wykonawcami jego rozkazów. Sikorski jeszcze w MON nabył cechę wydawania poleceń. Charakter współpracy z Sikorskim jest trudny. Trzeba się pozbyć swoich ambicji związanych z uprawianiem polityki zagranicznej, albo głęboko je ukryć. Jest to więc utrata prestiżu polskiej dyplomacji – uważa Witold Waszczykowski.
W rozmowie z portalem Niezależna.pl Witold Waszczykowski zauważył, że polska dyplomacja zatraciła swoje cele i strategie.
- Przed laty zabiegaliśmy o NATO, UE, prezydencją, teraz jednak nie ma dla dyplomacji żadnych strategicznych celów. Jedyne co jeszcze wiąże fachowców pracujących w MSZ, to lata pracy i przywiązanie do resortu. Jest to jednak poza kryteriami fachowymi – uważa Witold Waszczykowski.
Były wiceszef MSZ pytany o ewentualny konflikt na linii Sikorski-Komorowski związany z obsadzeniem zagranicznych placówek nowymi ambasadorami stwierdził, że dostrzega wyraźne różnice między Sikorskim i Komorowskim w podejściu do polityki zagranicznej.
- Konflikt na linii Sikorski-Komorowski jest możliwy, choć uważam, że będzie się to odbywało pod przykryciem. Tak właśnie przykryto Schetynę, a ostatnio odwołano Rapackiego organizując upokarzające spotkanie z mediami, na którym wystąpił on u boku ministra Cichockiego. Rywalizacje o personalia i wpływy trwają i będą trwały. Różnice między obozem Komorowskiego i jego doradcami a Sikorskim i rządem są wyraźne. Widać to było w grudniu, podczas wystąpienia Sikorskiego w Berlinie, o którym nie został poinformowany prezydent. Ostatnio nawet szef BBN Stanisław Koziej pozwolił sobie na krytykę polskiej prezydencji – tłumaczy w rozmowie z portalem Niezależna.pl Witold Waszczykowski.
Odnosząc się do wpływu prezydenta na rotację na placówkach zagranicznych, Witold Waszczykowski wskazał na różnice między Komorowskim i Sikorskim w podejściu do polityki wschodniej i podkreślił, że jeśli prezydent będzie chciał utrzymać aktywność dotyczącą polityki wschodniej oraz Grupy Wyszehradzkiej, powinien mieć na stanowiskach dyplomatycznych ludzi lojalnych, a nie bezkrytycznie podporządkowanych MSZ.