Prorządowy prowokator Arkadiusz Szczurek na antenie przejętej przez nominatów Bartłomieja Sienkiewicza neo-TVP Info postanowił opowiedzieć o prowokacji wymierzonej w prezydenta, jaką zorganizowano w 2016 roku. Ze smutkiem przyznał, że się nie udało - a już liczył, że... stanie przed sądem.
W rządowej neo-TVP w czasach rządów Donalda Tuska postanowiono promować osoby, które swoim zachowaniem wystawiają negatywne świadectwo nie tylko sobie, ale i całemu środowisku politycznemu obecnej władzy. Jedną z takich osób jest Arkadiusz Szczurek - zadymiarz z tzw. Lotnej Brygady Opozycji, znany z wielu prowokacji m.in. w czasie miesięcznic smoleńskich. On sam prowokacje nazywa "happeningami", a w telewizji publicznej dostał czas antenowy dzień po kolejnym żenującym występie.
W programie neo-TVP Info Szczurek opowiedział historię jednej z akcji, jaką prowadził z "brygadą". I ostatecznie zamknął dyskusję, czy mowa o happeningach czy jednak prowokacjach.
Ja zacząłem swoją działalność w 2016 roku, kiedy z Pawłem Kasprzakiem wychodziliśmy protestować pod Pałac Prezydencki. Staliśmy tam z banerem, że „Andrzej Duda jest kłamcą i krzywoprzysięzcą”. To był luty-marzec 2016 roku i myśl była taka, że oni nas oskarżą o znieważenie prezydenta i w czasie procesu sądowego będziemy mogli uzasadniać swoje racje
Zadymiarz przyznał, że "prezydent nie dał się sprowokować". - Znieważenie prezydenta jest dość poważnym przestępstwem, ściganym z oskarżenia publicznego, grozi za to do dwóch lat więzienia, więc praktycznie powinniśmy być oskarżeni - dodał ze smutkiem. Tu akurat może mieć rację, bo wielu obserwatorów poczynań "brygady" również uważa, że powinni oni stanąć przed sądem.