- U Donalda Tuska widać pewien element frustracji. Nie tylko nie wyprzedził w sondażach Prawa i Sprawiedliwości, ale do tego ciągle zmaga się z wynikowym "szklanym sufitem", którego ciągle nie może przebić. Wypadł najsłabiej w debacie przedwyborczej w TVP - ocenił w rozmowie z Niezalezna.pl politolog, dr Krzysztof Kawęcki.
- Jakie są pana wrażenia po dzisiejszej debacie?
- Miała być ona starciem dwóch wizji Polski, ale nie wniosła nic nowego do tego, o czym wszyscy doskonale wiemy.
- Jak pan ocenia występy poszczególnych kandydatów? Kto pana zdaniem wypadł najlepiej, a kto najgorzej?
- Myślę, że zwolennicy Donalda Tuska mogą czuć się bardzo rozczarowani. Był niewątpliwie spięty. Brakowało mu swobody, naturalnego luzu i pewności siebie. Jest on znany z nonszalancji, natomiast tutaj tego nie było. Najbardziej znamienny był brak odpowiedzi na pierwsze pytanie dotyczące imigracji i myślę, że tutaj to był świadomy zabieg z jego strony, żeby po prostu na to pytanie nie odpowiadać. I to nie jest akurat ta kwestia, że zabrakło mu tylko czasu, jak tłumaczył.
W sensie wizerunkowym, niezależnie czy się zgadzamy, czy nie, to najbardziej spójny przekaz zaprezentował Krzysztof Bosak. Podkreślam jednak, że nie odnoszę się w tym momencie do kwestii merytorycznych.
- Liderzy Polski 2050 i Bezpartyjnych Samorządowców?
Szymon Hołownia dał się poznać jako złotousty inaczej. W jego wypowiedziach także była daleko idąca demagogia.
- Krzysztof Maj mówił po prostu to, co mówią bezpartyjni samorządowiec. Był raczej pasywny, tak jak oni w całym swoim przekazie. Brakowało mu także ideowej wyrazistości programowej, co potwierdza, że to ugrupowanie tworzą bardzo różni ludzie. Wypadł blado, bo nawet nie wykorzystał tych swoich doświadczeń samorządowych, o których mógł powiedzieć.
I jeszcze premier Mateusz Morawiecki, który chciał podarować Donaldowi Tuskowi dwuzłotówkę jako symbol waloryzacji emerytur za czasów rządów PO-PSL.
- Mam wątpliwości co do tego, czy dobrą strategią było to, by koncentrować się ciągle na Donaldzie Tusku, ale tak też jest w całej kampanii Prawa i Sprawiedliwości. Myślę, że lepszym rozwiązaniem byłoby dostosowanie się do powiedzenia, że "psy szczekają i karawana idzie dalej" i skupieniu się na pozytywnych propozycjach PiS-u.
Drugim czynnikiem i chyba ważniejszym jest jednak pewien element frustracji, którą u niego widać. Cele kampanii, które sobie postawił na samym początku, m.in. zjednoczenie całej opozycji pod jego przywództwem, nie zostały zrealizowane. Poza tym, nie tylko nie wyprzedził w sondażach Prawa i Sprawiedliwości, ale do tego ciągle zmaga się z wynikowym "szklanym sufitem", którego ciągle nie może przebić.