"Teza, jakoby w wyborach prezydenta w 2020 r. wyborcy głosujący korespondencyjnie za granicą masowo zostali pozbawieni możliwości oddania głosu, nie znajduje potwierdzenia w liczbach. W II turze odesłano 83 procent pakietów wyborczych" - mówił we wiceszef MSZ Paweł Jabłoński. Porównał on wybory z 2015 i 2020 roku i okazuje się, że tym razem głosowało dużo więcej uprawnionych. Jabłoński przedstawiał na posiedzeniu senackiej Komisji Spraw Zagranicznych i UE informację MSZ na temat przebiegu wyborów prezydenta RP w 2020 r. przeprowadzonych za granicą. Było to już kolejne posiedzenie komisji w tej sprawie.
Wiceszef MSZ podkreślił, że przygotowanie tegorocznych wyborów odbywało się w warunkach bezprecedensowych ze względu na pandemię koronawirusa. Zaznaczył, że z powodu pandemii ograniczona była liczba lokali wyborczych oraz liczba komisji, gdzie odbywało się liczenie głosów.
Po pierwszej turze nieco przedłużyło się zliczanie głosów w kilku obwodach w Wielkiej Brytanii i to był ten zasadniczy skutek, w wyniku którego PKW musiała oczekiwać kilka godzin dłużej na podanie oficjalnych wyników
- mówił. Według wiceszefa MSZ "nie miało to żadnego wpływu ani na wynik wyboru, ani na możliwość oddania głosu"
Zaznaczył, że MSZ organizując głosowanie za granicą kierowało się reżimami sanitarnymi w poszczególnych krajach i regionach. Jak mówił, dotyczyły one przede wszystkim przemieszczania się i gromadzenia się, dostępności do budynku i możliwości ich wynajmu. "Wszystkie te czynniki zewnętrzne, niezależne od rządu, od MSZ, od naszych placówek, miały bezpośredni wpływ na organizację wyborów za granicą, w tym na liczbę możliwych do utworzenia obwodów" - podkreślił Jabłoński.
Jak stwierdził, w pierwszej turze utworzono 167 obwodów, a w drugiej 169, dodając dwa: w Dubaju i Kuwejcie. "Ta liczba wynikała z bardzo szczegółowej, ponawianej kilkukrotnie analizy sytuacji" - wyjaśnił Jabłoński.
Wyraził satysfakcję, że mimo "niespotykanych w historii utrudnień wyborcy w nienotowanej wcześniej liczbie wzięli udział w głosowaniu". Wiceszef MSZ podał, że w pierwszej turze głosowania w obwodach za granicą oddano ponad 311 tys. ważnych głosów, a w drugiej turze - 415 tysięcy ważnych głosów.
Zdecydowana większość wyborców skorzystała z głosowania korespondencyjnego. Ze względu na uwarunkowania epidemiczne w 20 krajach możliwe było wyłącznie głosowanie w takiej formie, wśród nich znalazły się kraje, w których zamieszkuje największa liczba naszych obywateli: Wielka Brytania, Niemcy, Stany Zjednoczone, Irlandia, Niderlandy i Norwegia
- powiedział.
Jabłoński stwierdził, że powodzenie głosowania korespondencyjnego "w pewnej części jest uzależnione od skutecznego działania poczty".
Dane liczbowe, które podsumowują obie tury głosowania jasno wskazują, że procent kopert zwrotnych, które wyborcy odesłali do urzędów konsularnych, był w tych wyjątkowych, trudnych, niespotykanych wcześniej warunkach znacząco wyższy niż w wyborach prezydenta w 2015 roku
- stwierdził Jabłoński.
W pierwszej turze tegorocznych wyborów było to 86,7 proc., a drugiej - 83 proc. odesłanych pakietów. W wyborach w 2015 r. było to w pierwszej turze 80,5 proc. oraz w drugiej - 66 procent.
Teza, jakoby wyborcy głosujący korespondencyjnie masowo zostali pozbawieni możliwości głosowania, nie znajduje potwierdzenia w liczbach. Zdarzały się przypadki, że z winy poczty czy błędu polegającego na podaniu w formularzu niewłaściwego adresu pakiet wyborczy nie dotarł do adresata, dotarł zbyt późno, ale to były przypadki nieliczne, niemające charakteru masowego
- zapewnił wiceszef MSZ.