PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Trzaskowski z Tuskiem nie uciekną od Zielonego Ładu - mówi Anna Zalewska "Gazecie Polskiej"

– Tusk i KO mają swoje sondaże, badania i widzą, jakie są nastroje społeczne. Widzą, do czego doprowadza ciągłe podkręcanie Polakom śruby. Teraz KO mówi to, co większość chce usłyszeć. Wszystko się zmieni po wyborach. To dotyczy zarówno Zielonego Ładu, jak i chociażby umowy z Mercosur – mówi w rozmowie z Jackiem Liziniewiczem z "Gazety Polskiej" Anna Zalewska, europoseł do Parlamentu Europejskiego.

Anna Zalewska
Anna Zalewska
Anna Zalewska - Facebook

Od kilku tygodni – szczególnie od momentu zwycięstwa Donalda Trumpa – wydaje się, że Zielony Ład stał się samotny. Ma mało obrońców, a wielu krytyków. Jaka jest szansa, że zostanie zrewidowany? 

Komisja Europejska na pewno nie ma na to politycznej ochoty. Przynajmniej większość, która tam dominuje i składa się z EPL-u, Socjalistów, Renew i Zielonych. Jeszcze dwa miesiące temu, po szczycie, były konkluzje, że trzeba bronić Zielonego Ładu i paktu migracyjnego. Teraz pojawiają się głosy, że coś z tym trzeba zrobić. Problem jest jednak taki, że z dokumentów i z założeń polskiej prezydencji wynika coś dokładnie odwrotnego. Wkrótce Komisja Europejska ma zaprezentować kolejne rozwiązania. Na pierwszy ogień idzie strategia czystego przemysłu. Z naszych przesłuchów wynika, że będą się tam zmieniać słowa i będzie to zielony przemysł oraz dekarbonizacja. Dodatkowo Ursula von der Layen przedstawiła kompas konkurencyjności i znowu są to tylko słowa. Mówi o odbiurokratyzowaniu, ale nie mówi czego i w jaki sposób. Twierdzi się, że trzeba wzmocnić konkurencję, ale tę rozumieją poprzez zwiększenie możliwości ingerencji w politykę suwerennych państw. Zaburzają więc wolny rynek, który się już w zasadzie poddał. Nadal w KE mówią o czystości i zieloności. Reasumując, mimo że słyszymy jakieś deklaracje, to one na razie w żaden sposób nie są realizowane. Na przesłuchaniu Pauliny Hennig-Kloski, czyli minister klimatu, która będzie koordynowała pracę w najbliższym roku, dyskutowaliśmy właśnie o zieloności. Choć pani minister uciekła od pytania, czy jest za czy przeciw obniżeniu emisji o 90 proc. do 2040 roku, to całą agendę miała absolutnie zieloną. Mówiła też, że zamierza walczyć z dezinformacją klimatyczną. Czyli mamy ciąg dalszy ograniczania wolności słowa i umacnianie trendów cenzorskich.  

Wydawało by się, że trzeba przedstawiać konkretne rozwiązania. Trump dość szybko podejmuje decyzje, i to wbrew temu, co robi UE. 

Świat pozostawi Unię Europejską w tyle. Trzeba popatrzeć na dokumenty. Mówi o tym raport Draghiego przygotowany na zlecenie Komisji Europejskiej.

Został stworzony przed wyborami do Europarlamentu, ale utajniony. Dopiero niedawno poznaliśmy jego treść. Jest tam jednoznaczna informacja: ceny energii – a to efekt Zielonego Ładu – doprowadziły do tego, że UE nie ma szans dogonić Chińczyków i USA. Nikt nie wie, jak temu zaradzić, ale Draghi twierdzi, że trzeba wydawać 800 mld euro w ciągu każdego roku. Nikt nie wie, skąd wziąć te pieniądze, więc będzie to spadało na Europejczyków. 

Później mieliśmy wypowiedzenie przez Trumpa porozumienia paryskiego i wycofywanie się amerykańskich firm z zielonych inicjatyw z takim stwierdzeniem, że jednak oni będą inwestować w węgiel i atom. Dodatkowo można powiedzieć, że król okazał się nagi na szczycie klimatycznym w Baku. Tam właściwie cały świat stwierdził, że nie jest w stanie finansować zielonej polityki. Nie ma więc żadnych efektów. Pojawił się też raport europejskiego Trybunału Obrachunkowego. Mówi on wprost, że nic się nie udaje. Łącznie z tym, że nie można udowodnić, iż inwestycje w zieloność doprowadzają do obniżenia emisji gazów cieplarnianych. Jeśli chodzi o Zielony Ład, to cały świat już w niego nie wierzy i nie ma mowy o zaakceptowaniu polityki UE. Politycy niby sugerują, że coś mogą zrobić, ale bez konkretów to tylko słowa. 

Jednym z najsurowszych krytyków jest dziś Donald Tusk. Jednocześnie 11 grudnia w Brukseli rząd Tuska, w ramach rotacyjnej prezydencji w Radzie UE, wraz z Danią i Cyprem, przyjął dokument popierający przyjęcie paktu migracyjnego i szybkie wdrożenie Zielonego Ładu. O co tu chodzi? 

O kampanię wyborczą w Polsce i w Niemczech. Tusk wie, że w EPL-u głównym macherem od ETS-u jest Niemiec, Peter Liese, i on się nie godzi na to, aby ten system burzyć. Jest to bardzo skomplikowany mechanizm, który można odkręcić, ale to będzie bardzo trudne. Nadal więc wszystko pozostaje w sferze słów. My próbowaliśmy na konferencji przewodniczących grup politycznych mówić, że jednak potrzebujemy debaty odsuwającej elektromobilność – czyli ten rok 2035 – aby dać oddech motoryzacji, a jednocześnie ściągnąć z nich kary za emisję i mniejszą od zakładanej produkcję samochodów elektrycznych. Nic takiego się nie stało. Trwamy w szaleństwie. Teraz przygotujemy rezolucję dotyczącą wprowadzenia systemu ETS2, czyli dodatkowego podatku na budownictwo i transport. Zobaczymy, w jaki sposób zachowa się EPL i jakie będą rekomendacje polskiej prezydencji.

Musimy sprawdzać, na ile słowa Tuska są wiarygodne, a na ile jest to wyborcze mydlenie oczu. 

ETS2 ma na celu rozszerzenie istniejącego systemu handlu emisjami (EU ETS) na nowe sektory, w tym na budownictwo i transport drogowy. To kolejne podatki, które uderzą w obywateli. Ma to jednak wejść w 2027 roku. Nie jest to więc problem ani tegorocznych, ani nawet kolejnych wyborów. 

Donald Tusk będzie się musiał określić wcześniej co do tego, czy popiera ETS2. Można powiedzieć, że to dość skomplikowany mechanizm podatkowy, który będzie musiał być przygotowany wcześniej. Aby wprowadzić go w 2027 roku, trzeba to przygotować łącznie z całym systemem informatycznym oraz ewentualnymi karami, które grożą za brak dostosowania się do nowych zasad. To będzie się działo przez 2026 rok. Będziemy mieli okazję widzieć, jak to się ma i czy będą podejmowane jakieś działania, które będą temu zapobiegać. W ETS2 jest wpisany mechanizm mówiący o solidarności klimatycznej. To ma przeciwdziałać ubóstwu energetycznemu. Tam jest to tak zapisane, że UE będzie musiała najpierw zabrać pieniądze obywatelom, aby stworzyć fundusz. Dowie się Pan wtedy, że Polska jest największym beneficjentem. Tyle tylko, że na ten fundusz pójdzie jedynie 1/4 środków z danin zebranych od obywateli. Reszta ma się stać środkami własnymi Komisji Europejskiej. Skoro jednak politycy KO deklarują troskę, to my ją sprawdzimy. Na razie nie widziałam żadnych działań. 

Jednocześnie partie chcą przykleić Zielony Ład do… rządu Mateusza Morawieckiego. Sam były premier ma być twarzą tego programu. Robią to w zasadzie wszystkie partie z wyjątkiem PiS-u. Jak Pani to odbiera? 

To oczywiście jest fikcja w tym sensie, że Zielony Ład był długo wcześniej przygotowywany. To były różnego rodzaju deklaracje i zgody na ostateczne działanie. Architektami Zielonego Ładu była większość, a my w tej większości nie byliśmy. Oczywiście słyszymy, że Mateusz Morawiecki mógł użyć weta w grudniu 2020 roku. Wtedy jednak mieliśmy do czynienia z ogólnymi sformułowaniami, ale jednocześnie zapewniano, że nad wszystkimi dokumentami „Fit for 55” rada będzie głosowała osobno i będzie obowiązywała jednomyślność. Każdy kraj członkowski został więc przez Timmermansa oszukany. Przypomnę, że on przedstawiał to po ciężkim wieczorze, gdy 1/3 komisarzy powiedziała, że nie ma zamiaru nad tym głosować, bo za słabo było to przygotowane. Nikt nie liczył się z kosztami. Nikt niczego nie policzył. Przypomnę też, że to wszystko działo się po tym, jak UE uchwaliła prawo klimatyczne. Byłam tam i pamiętam, że pilnowaliśmy artykułu drugiego, który mówił, że liczymy obniżenie emisji na poziomie UE solidarnie i patrząc na różne punkty startu. Wzmocniliśmy więc zabezpieczenie i zakładaliśmy, że nic złego dla Polski z tego nie wyniknie. Później Frans Timmermans ogłosił swój „Fit for 55”. Nie było w nim zapisów o jednomyślności. Dodam jeszcze, że cały ten pakiet dotyczy energetyki, miksu energetycznego i podatków. To jest natomiast wyłączna kompetencja państw członkowskich. Jest to więc łamanie prawa. Przy pracy nad tymi dokumentami próbowaliśmy tę podstawę prawną poprawiać, ale byliśmy przegłosowywani na sali plenarnej PE. Dlatego Mateusz Morawiecki zdecydował o zaskarżeniu tych aktów prawnych do TSUE. Fakty są takie, że architektami Zielonego Ładu byli Frans Timmermans, Ursula von der Leyen, a także Donald Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej. Będziemy o tym przypominać. Zresztą gdyby chcieli być wiarygodni, to mogą przecież spróbować rewizji każdego dokumentu. Czy podjęli jakieś działania? Czy zrobił to Donald Tusk, którego nikt w Europie miał nie ograć? Nie.

Podczas prezydencji będą realizowali zieloną agendę Komisji Europejskiej. 

Co Pani myśli, gdy słyszy wypowiedzi dziennikarzy, którzy mówią – nagle – że nie ma większego znaczenia, czy ochronimy klimat, skoro możemy mieć czołgi rosyjskie w Warszawie. Dziwi Panią ta zmiana narracji? 

Nie. Spodziewałam się tego. Tusk i KO mają swoje sondaże, badania i widzą, jakie są nastroje społeczne. Widzą, do czego doprowadza ciągłe dokręcanie Polakom śruby. Teraz KO mówi to, co większość chce usłyszeć. Wszystko się zmieni po wyborach. To dotyczy zarówno Zielonego Ładu, jak i chociażby umowy z Mercosur. Jest dużo słów potępienia, ale nie ma żadnych realnych działań. Ani w jednej, ani w drugiej sprawie. Wszystko, co byłoby kłopotliwe dla rządzących w tym roku wyborczym, zostało przesunięte na drugą połowę roku 2025. Teraz dziennikarze i komentatorzy robią to, co Donald Tusk. Nagle przestał być dla nich ważny klimat i mówią to, czego oczekuje premier. To samo dotyczy organizacji pozarządowych. Gdy teraz wycinane są lasy na granicy wschodniej, to nikt w tej sprawie nie protestuje. Wydaje się, że wszyscy oni nabrali wody w usta na czas kampanii wyborczej. Wszystkie kontrowersyjne tematy zostały schowane. Dotyczy to spraw światopoglądowych, ale również chociażby ustawy wiatrakowej. Była zapowiadana cały ubiegły rok i nadal jej nie ma. 

Dlaczego tak się dzieje? Podczas poprzedniej kampanii obiecywali twardo odblokowanie wiatraków. W pierwsze 100 dni. 

Niemal w każdej polskiej gminie są już lobbyści wiatrakowi. To wzbudza niepokój mieszkańców. Na Opolszczyźnie już zarządzono referendum lokalne w sprawie wiatraków. Koalicja 13 grudnia wie, jakie są nastroje społeczne, i po prostu boi się podjąć ten temat. Wie też, że w przypadku zwycięstwa wyborczego będzie mogła przyjąć takie prawo, aby wiatraki stały się inwestycjami celu publicznego. Nawet Paulina Hennig-Kloska, gdy z nią rozmawiałam i wzywałam do położenia ustawy na stół, to jednak milczała. To pokazuje, że na kilka miesięcy mainstream pochował swoje projekty do szuflady. 

Można powiedzieć, że wybory w maju będą miały swoją cenę. Również w rachunkach. Bo czy można mieć złudzenia, że Trzaskowski z Tuskiem zaczną realizować politykę bardziej asertywną wobec Zielonego Ładu? 

Cała zielona agenda jest akceptowana przez Rafała Trzaskowskiego. To wręcz jego pomysł na funkcjonowanie w polityce. To Rafał Trzaskowski mówił o płonącej planecie. To on wprowadzał strefy czystego transportu i udawał zazielenianie stolicy niemieckimi drzewami. Nieprzymuszony chciał być prymusem w organizacji C40, która ma ambicję stworzyć zeroemisyjne miasta. Tak jak w 2020 roku popierał bezwzględnie wszystkie postulaty Zielonych – które przecież są zbieżne z planem Timmermansa – tak będzie kontynuował tę linię. Na teraz Trzaskowski jest kreacją. To kandydat, który ma omamić, oszukać, zagadać i zakłamać rzeczywistość po to, żeby wrócić do swojej skóry po wyborach. Wtedy znów objawi nam się znany, progresywny polityk Rafał Trzaskowski z tęczowym światopoglądem i zielonymi pomysłami na gospodarkę. 

 



Źródło: Gazeta Polska

Jacek Liziniewicz