Sam fakt, że ktoś rządzący niepodzielnie Warszawą, mający za sobą nieograniczone fundusze partyjne, media publiczne, służby specjalne, zastępy celebrytów, a naprzeciw siebie totalnego outsidera polskiej sceny politycznej i tak przegrał drugi raz z rzędu wybory prezydenckie, jest czymś nawet z perspektywy czasu niesamowitym. Dojrzały polityk zastanowiłby się nad sobą głęboko – przede wszystkim: co jest ze mną nie tak? Dlaczego ludzie, mimo wysokiego poparcia, na ogół mnie nie akceptują? Gdzie popełniłem błędy? Czy to, w jaki sposób ja i moje partyjne otoczenie odnosiło się do konkurentów, a także wyborców i dziennikarzy o innych poglądach, miało znaczenie? Czy zrobiłem absolutnie wszystko, co było w mojej mocy, by gryźć trawę i wyrwać zwycięstwo? Czy nie byłem – mówiąc wprost – bufonem, czego Polacy zwyczajnie nie znoszą, czego dowód dałem podczas wieczoru wyborczego, ogłaszając się zwycięzcą wyborów, a moją żonę nazwałem pierwszą damą? Czy warto było korzystać nielegalnie z zagranicznych funduszy i wciągać NASK w kampanię wyborczą? Na te pytania powinien odpowiedzieć sobie Rafał Trzaskowski wraz ze sztabowcami, i to publicznie, właśnie przy okazji Campusu Academy. Zamiast tego – co akurat jest korzystną informacją dla prawicy – zaprezentował się jako polityk zblazowany, nierozumiejący przyczyn swojej porażki, na tle bezbarwnych partyjnych towarzyszy.
Zamieszanie wokół Campusu Academy 2025
Już samo to, że po przegranych wyborach Trzaskowski najpierw odwołał coroczny Campus Polska Przyszłości, było bardzo wymowne. „W tym roku, z powodów dosyć oczywistych, nie możemy zorganizować Campusu Polska Przyszłości w dotychczasowej formule. Bardzo za to przepraszamy, ale obiecujemy, że wrócimy w sierpniu przyszłego roku. Potrzebujemy czasu, aby zastanowić się nad tym, jak zorganizować się w zmieniającej się rzeczywistości” – ogłosił prezydent stolicy pod koniec lipca.
Mówiąc wprost, potraktował swój elektorat, szczególnie młodych, jak frajerów potrzebnych tylko do uwiarygodnienia swojej figury jako perspektywicznego przywódcy, dobrze rozumiejącego ich aspiracje. Sam w kampanii, ale i nawet na tegorocznym Campusie w Międzyzdrojach pozował na młodszego, niż jest. Tymczasem 53 lata to – owszem – nie jest jakiś podeszły wiek dla polityka, ale też nie można udawać, że jest się drugim Kubą Wojewódzkim albo Jurkiem Owsiakiem w czerwonych okularach. Ludzie tej sztuczności nie kupują, czuć ją na kilometr. Campus wrócił, bo wylała się fala krytyki na Trzaskowskiego i PO. Oprócz przegranej w wyborach powodem, który miał być „oczywisty” dla odbiorców, był brak funduszy zagranicznych, zablokowanych decyzją Donalda Trumpa o obcięciu budżetu USAID. Mleko się rozlało, więc z dwojga złego aktyw PO zdecydował o organizacji Campusu Academy naprędce i z ograniczonymi atrakcjami.
Zawsze są „momenty” na Campusie
Jak można się było spodziewać, tak i obecna edycja – choć przypominała chwilami stypę – miała „momenty”. Rok temu było to „j... PiS” odgrywane na silent disco przez ministrów. W 2023 r. Koalicja Obywatelska odwołała panel z „symetrystami”, czyli dziennikarzami będącymi na ogół liberalno-lewicowymi, ale nie bezkrytycznymi wobec Donalda Tuska i jego formacji. Tym razem Trzaskowski próbował analizować przyczyny swojej porażki. Po pierwsze – był zbyt... elokwentny, a kampania Karola Nawrockiego nie była wcale idealna, bo – uwaga – znajdował się w defensywie. Cóż za odkrycie! Kontrkandydat atakowany kompromatami na podstawie anonimowych źródeł i przy wydatnym udziale służb specjalnych musiał się niemal cały czas bronić!
– Ja nie uważam, że Karol Nawrocki prowadził rewelacyjną kampanię wyborczą, oni byli przez cały czas w defensywie. Na pewno nie można odmówić Karolowi Nawrockiemu talentów, bardzo szybko nauczył się twardego, prostego, zwięzłego komunikowania i tego można się uczyć, bo może dzisiaj właśnie za dużo jest elokwencji, ja może za dużo gadam. Natomiast to nie była jakaś rewelacyjna kampania, tamta strona dobrze wyczuła moment, żeby wybrać kogoś, kto tak wygląda, kto tak mówi, i się udało
– powiedział na Campusie Trzaskowski. – Czy miałem jakąś totalną wpadkę? Wydaje mi się, że nie – dodał. Zapomniał tylko wspomnieć, że była ich masa. Od Prince Polo, fatalnie wyglądającego nawoływania „brygady” do uśmiechów, aż po mizerne występy w debatach i bojkot Republiki.

Idziemy dalej. Polityk KO nawiązał w skrócie do roli TVP w debacie, choć nie zarzucił jej stronniczości ani bezpośredniego udziału w pracach sztabu, co było niedopuszczalne. Jego analiza ograniczyła się do utyskiwania, że sztabowcy doradzali mu wyglądać na przemęczonego pracą. – No więc tak mnie oświetlili, wyglądam na zmęczonego, bingo. „Nie no, tragedia, Trzaskowski jest zmęczony” – kpił Trzaskowski. Inna sprawa, że o skali partactwa TVP w okresie debat świadczyło to, że w Końskich oświetlenie faktycznie było fatalne i każdy kandydat miał czerwoną twarz.
Zero refleksji
– Czułem totalne wk...ie – odparł na pytanie młodego widza z publiczności, co czuł, gdy w noc wyborczą okazało się, że to Karol Nawrocki wygrał wybory prezydenckie. I jakoś trudno w to uwierzyć. Wypowiedział to zdanie tak, jakby nie przekonał nawet swojej żony, niedoszłej pierwszej damy. Trzaskowski po porażce zaszył się na trzy miesiące, dla aktywu PO został „przegrywem”, a według nieoficjalnych doniesień ma stracić posadę w partii po jesiennym kongresie. Na domiar złego jego wpływy w niej są już tak słabe – co gołym okiem dostrzegają wyborcy Tuska – że musiał wycofać swoją uchwałę ws. nocnego zakazu sprzedaży alkoholu na terenie stolicy. Skonfliktowany z Marcinem Kierwińskim, który – jak wiadomo – nie należy do abstynentów, dostał jeszcze prztyczka od Donalda Tuska w ubiegłym tygodniu. Premier, choć doskonale wiedział o tym, że warszawska PO urządzi Trzaskowskiemu spektakl i zablokuje jego inicjatywę w trakcie posiedzenia radnych, przyznał rację krytykom prezydenta miasta, pozycjonując się jako przeciwnik sprzedaży alkoholu w nocnych sklepach. Na kanwie wypowiedzi premiera, dopiero kilka dni później Trzaskowski zapewnił, że regulacja wejdzie w życie od czerwca 2026 r. Jeśli Trzaskowski miałby założyć nową „trzecią drogę”, jaka jest jego sprawczość? W jaki sposób miałby przechwycić część głosów Trzeciej Drogi z 2023 r.? On nie jest w stanie realnie się zbuntować, a co dopiero założyć własną, nawet koncesjonowaną przez Tuska partię i poprowadzić ją do sukcesu.
Bronisławowi Komorowskiemu już w 2010 r. wieszczono dwie kadencje w Pałacu Prezydenckim, na czym srodze się przejechał. Po 2015 r. znalazł się poza czynną polityką, od czasu do czasu występując jako ekspert i popierając Trzaskowskiego. Efekt końcowy wszyscy znamy – na czele z pochwaleniem się tuż przed ciszą wyborczą, że jego sukcesem w polowaniach były dwa zabite kaczory. Kazimierz Marcinkiewicz był przez chwilę najpopularniejszym premierem w historii, a stoczył się do poziomu bankruta, lowelasa na potrzeby tabloidów i freak fightowca. Te postacie mogą być przestrogą dla Rafała Trzaskowskiego, ale też wszystkich polityków, że łatwo się w swojej bufonadzie pogubić i stoczyć do roli klauna.