Premier Donald Tusk dziś w Sejmie zaprezentował posłom informację o akcie dywersji na linii kolejowej Warszawa-Lublin, którą otrzymał za pośrednictwem prokuratora generalnego, w porozumieniu ze służbami specjalnymi i szefostwem policji na podstawie ustawy o prokuraturze.
Dywersanci uciekli przejściem otwartym przez polskie władze
Tusk podał, że polskie służby i prokuratura mają wszystkie dane dywersantów oraz utrwalone ich wizerunki. Osoby te po dokonaniu aktu dywersji opuściły teren Polski przez przejście graniczne w Terespolu, a ponieważ było to tuż po przeprowadzeniu zamachu, więc jeszcze nie były one zidentyfikowane przez służby. To dwóch obywateli Ukrainy, w tym jeden z Donbasu, współpracujących z rosyjskimi służbami.
Warto zwrócić uwagę na dwa aspekty dotyczące tej sprawy. Po pierwsze, sprawa przejścia w Terespolu - czyli przejścia, które było już zamknięte po polskiej stronie i zostało niecałe dwa miesiące temu otwarte przez polskie władze.
W nocy z 11 na 12 września 2025 roku przejście graniczne w Terespolu zostało zamknięte po polskiej stronie, początkowo do odwołania, ze względu na bezpieczeństwo państwa, w wyniku incydentu naruszenia przestrzeni powietrznej Polski przez rosyjskie drony oraz ćwiczeń wojskowych Zapad 2025. Ale w nocy z 24 na 25 września 2025 r. przejście zostało ponownie otwarte przez polskie władze. I to właśnie przez to przejście przedostawali się prorosyjscy dywersanci.
Po drugie, jeden z podejrzewanych, to obywatel Ukrainy skazany przez sąd we Lwowie w maju za akty dywersji. Mimo tego, nie został sprawdzony przez polskie służby na granicy, wjechał do Polski i omal nie doprowadził do wielkiej katastrofy kolejowej.
Powstaje tu pytanie - jak polskie służby weryfikują tożsamość osób wjeżdżających do Polski od strony Białorusi, czyli z kraju sojuszniczego dla putinowskiej Rosji? Jeżeli karany dywersant może swobodnie wjechać do Polski, to wzbudzać może to istotne obawy.