"Były miejsca w Polsce, gdzie państwo nie zdało egzaminu, bo go nie było na początku. Moim zdaniem to jest coś, o czym musimy zacząć poważnie rozmawiać i tego nie przykryją żadne medialne show, żadne wielogodzinne sztaby przed kamerami" - powiedział dziś w Polsacie News Adrian Zandberg. Nawet lewicowy polityk dołączył do grona krytyków rządu Donalda Tuska.
Powódź spowodowała ogromne straty na południu Polski. Pokazała również, jak rząd sprawdza się w sytuacjach kryzysowych. Donald Tusk i jego gabinet nie zbierają dobrych recenzji.
Dziś do grona krytyków dołączył... lider Partii Razem. W Polsacie News nie szczędził krytyki rządowi.
Były miejsca w Polsce, gdzie państwo nie zdało egzaminu, bo go nie było na początku. Moim zdaniem to jest coś, o czym musimy zacząć poważnie rozmawiać i tego nie przykryją żadne medialne show, żadne wielogodzinne sztaby przed kamerami
"Były miejsca w Polsce, powtórzę raz jeszcze, gdzie państwa polskiego w pierwszych godzinach tej tragedii po prostu nie było. Gdzie państwo spóźniło się reakcją" - podkreślił lewicowy polityk.
"Informacje nie dopływały na czas" - twierdził Zandberg, dodając, że ludzie słyszeli wcześniej uspokajające komunikaty władzy i brali je do siebie. - Jest bardzo wiele bardzo poruszających relacji dotyczących tego, jak ludzie uciekali na ostatnią chwilę - dodał.
Nie da się tego załatwić taką opowieścią, że car nakrzyczy na złego bojara i powie, że to tam na dole ten głupek jest winien. Mamy problem systemowy ewidentnie, to znaczy coś bardzo mocno nie zadziałało z tym, jak działa w Polsce system zarządzania kryzysowego
Polityk zaznaczył, że był na południu Opolszczyzny i usłyszał, że na czas nie dotarły tam żadne instytucje państwa polskiego. - Były takie miejscowości, gdzie była tylko grupa chłopaków i dziewczyn z OSP. I to tyle. Od nich też często słyszałem, że nie mieli narzędzi do tego, żeby działać, że nie było jasnych planów działania, nie było wystarczającej ilości piasku, kamienia do stabilizowania gruntu, nie było koordynacji zasobów.