Zdaniem prof. Ryszarda Piotrowskiego, z którym rozmawialiśmy, nie ma pewności czy orzeczenie TK wskazujące na wadliwość procesu legislacyjnego w przypadku procedowania przez sejm ustawy o NCBR będzie powszechnie uznawane, ponieważ Trybunał „w obecnym kształcie dla jednych istnieje, dla innych nie”. Dopytywany o możliwe skutki ewentualnego uznania przez TK niekonstytucyjności ustawy budżetowej, prawnik przyznał, że rząd będzie mógł wówczas działać „na podstawie projektu budżetu”, a jeżeli w składzie orzekającym TK znaleźliby się sędziowie, których politycy KO i część środowiska określają mianem „dublerów”, to może oznaczać, że orzeczenie w ogóle nie zostanie opublikowane. - I powstanie na tym tle awantura – ocenił konstytucjonalista.
W środę zapadło pierwsze z serii orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego dotyczących skierowanych przez prezydenta w trybie kontroli następczej ustaw procedowanych przez Sejm bez udziału bezprawnie wykluczonych posłów PiS: Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Trybunał uznał, że proces legislacyjny był wadliwy, co oznacza, niekonstytucyjność przyjętej przez parlament nowelizacji ustawy o NCBR z 26 stycznia br. W kolejce na ocenę konstytucyjności czekają wszystkie procedowane do momentu uzyskania przez Kamińskiego i Wąsika mandatów europosła ustawy, z najważniejszą dla funkcjonowania państwa ustawą budżetową na czele.
Spytaliśmy prof. Ryszarda Piotrowskiego czy wobec mnogości interpretacji prawnych, które wpisują się częstokroć w bieżący spór polityczny, dzisiejsze orzeczenie TK będzie w Polsce obowiązywało oraz czy będzie powszechnie uznawane.
- To zależy od składu, w jakim ono zapadło, to jest tutaj istotne. Dlatego, że na skutek przemian, które zaszły w Trybunale, jest tak, że konstytucyjnie rzecz biorąc ta instytucja istnieje, natomiast politycznie, jest wtedy uznawana za istniejącą, jak nie ma jakiegoś zasadniczego sporu politycznego, co do kierunku orzekania. Stąd to nie jest takie pewne, dla kogo i w jakim zakresie będzie ono uznawane. Konstytucja jest jasna, natomiast praktyka polityczna i naruszanie konstytucji (jeśli chodzi o kształtowanie składu Trybunału i potem samo jego funkcjonowanie itd.) doprowadziło do sytuacji, w której ta instytucja w jej obecnym kształcie dla jednych istnieje, dla innych nie istnieje i to trochę zależy od kontekstu”
– tłumaczył konstytucjonalista.
Dopytywany czy można się spodziewać podobnego orzeczenia TK w sprawie ustawy budżetowej oraz jakie mogłyby być tego konsekwencje, prof. Piotrowski zastrzegł, że nie wie „jak Trybunał orzeknie”. - To zależeć będzie, co Trybunał powie w swoim orzeczeniu, jak określi skutki tego orzeczenia. Jeśli Trybunał orzeknie, że ustawa budżetowa jest niezgodna z konstytucją ze względu na wady procedury, w jakiej została uchwalona, to nie będzie się odnosiło do żadnych zarzutów o charakterze merytorycznym, dotyczących konstytucyjności. Gdybyśmy chcieli być bardzo skrupulatni, to można powiedzieć, że skoro nie ma budżetu, to rząd działa na podstawie projektu budżetu, czyli dalej na podstawie budżetu i nic się w związku z tym szczególnego nie dzieje – ocenił nasz rozmówca.
Na pytanie czy można byłoby wówczas przyjąć, że ustawa budżetowa nie została uchwalona i przedstawiona do podpisu prezydentowi w terminie (co mogłoby umożliwiać głowie państwa rozwiązanie parlamentu), prawnik stwierdził, że „konstytucja przewiduje, że prezydent może z tego uprawnienia skorzystać w ciągu dwóch tygodni od przedłożenia mu do podpisu ustawy budżetowej”.
- Te dwa tygodnie minęły, a prezydent przecież ustawę podpisał. Należałoby tę sprawę rozważyć, bo gdyby przyjąć, że teraz prezydent dowiaduje się, że to, co mu przedstawiono do podpisu, to nie była ustawa, to pozostaje pytanie: co podpisał?
– zastanawiał się prof. Piotrowski.
Na uwagę, że w przypadku orzeczenia przez TK niekonstytucyjności ustawy budżetowej, prezydent dopiero wówczas powziąłby formalnie informację o wadliwości aktu prawnego, który podpisał i skierował w trybie kontroli następczej do TK, konstytucjonalista przyznał, że w jego ocenie „takie rozumowanie byłoby trochę wątpliwe”. - Zwłaszcza w odniesieniu do budżetu – dodał.
- Prawdopodobnie, jeżeli w składzie orzekającym byliby tzw. „sędziowie dublerzy”, to to orzeczenie nie zostałoby ogłoszone i powstanie na tym tle awantura
– tłumaczył.
Odnosząc się do artykułowanych przez wielu komentatorów sceny politycznej twierdzeń, o faktycznym „nieobowiązywaniu obecnie prawa” w naszym kraju, konstytucjonalista ocenił, że „prawo w Polsce obowiązuje, ale niektóre instytucje mają status zależny w pewnej mierze od preferencji politycznych”.
- To jest niepokojące i niebezpieczne. Prawo to nie tylko spory dotyczące Trybunału Konstytucyjnego, to nie tylko przepisy ustrojowe. Prawo to także relacje między ludźmi, określające wzajemne stosunki pomiędzy nimi. To także kultura prawna, która jest w fatalnym stanie. Ale to moim zdaniem nie uprawnia do takich sumarycznych ocen [że prawo w Polsce nie obowiązuje-red.], bo one nie mają związku z rzeczywistością – podsumował prof. Ryszard Piotrowski.