Koalicja rządząca pierwszej tury wyborów prezydenckich nie może zaliczyć do udanych. Kandydaci z partii wchodzących w jej skład zebrali jedynie ok. 40 proc. głosów, z czego zdecydowana większość to te oddane na Rafała Trzaskowskiego. Choć i polityk PO wypadł znacznie gorzej, niż wskazywały przedwyborcze sondaże.
Wynik wymusił narrację o rekonstrukcji rządu, którą wywołał we wtorek wieczorem Donald Tusk. Zapowiedział zmniejszenie rządu.
Według portalu rmf24.pl, ze swoimi stanowiskami mogliby się pożegnać m.in. minister sprawiedliwości, Adam Bodnar, a także minister klimatu i środowiska - Paulina Hennig-Kloska.
Miejsce w rządzie miałoby się znaleźć za to dla Adriana Zandberga z partii Razem, z którym - jak twierdzi RMF FM - "trwają negocjacje".
Zandberg, który również ubiegał się o fotel prezydenta, uzyskał poparcie na poziomie 4,86 proc. W drugiej turze, do której dostali się Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki, liczyć będzie się każdy głos. A blisko milion głosów wyborców Zandberga to łakomy kąsek...
Partia Razem oficjalnie wyszła z większości rządzącej, a sam Zandberg zadeklarował, że nie będzie przekazywał nikomu głosów swoich wyborców.
Bartosz Grucela, szef wyborczego sztabu Zandberga, zaprzeczył, by doszło do jakichkolwiek rozmów w tej sprawie.
Nikt z nikim nic nie negocjuje. Kaczka dziennikarska. Nawet kontaktu nie było. pic.twitter.com/IWibulWIKN
— Bartosz Grucela #Zandberg2025 (@BGrucela) May 21, 2025