Prokurator Jerzy Ziarkiewicz, który nadzorował śledztwo ws. prania brudnych pieniędzy przez Romana Giertycha przekazał w Sejmie ile jego kancelaria otrzymywała za swoje usługi, które podlegały śledztwu. Szczególną uwagę poświęcił kwestii wynagrodzeń, które wpływały ze strony spółek Prokom Investments i Polnord.
W toku prowadzone przez nas w Lublinie postępowania, na podstawie analizy akt sprawy ujawniliśmy, że w ciągu ponad 12 miesięcy w latach 2010-2012 łączna kwota przyjętych tytułem "wynagrodzenia" kwot pieniężnych wynosiła ok. 5 mln zł. (…) Przy czym część "wynagrodzenia" została wypłacona mecenasowi Giertychowi wypłacona w postaci mieszkań na terenie Sopotu i miasteczka Wilanów w Warszawie
– powiedział prokurator.
Dodał, że z analizy akt sprawy wynikało, że Giertych w tym czasie uczestniczył np. w jednym posiedzeniu sądowym przed Najwyższym Sądem Administracyjnym. - Nie trwało ono dłużej niż 20 minut. W całym tym postępowaniu mecenas sporządził jeden dokument - podkreślił.
5 mln za 20 minut pracy!
— Artur Stelmasiak #BabyLivesMatter (@ArturStelmasiak) June 26, 2025
Prok. Jerzy Ziarkiewicz, który nadzorował śledztwo ws. prania brudnych pieniędzy przez Romana Giertycha.
To umorzenie postępowania robi się coraz ciekawsze. Chyba Roman Giertych będzie musiał się poświecić i objąć stanowisko Prokuratora Generalnego. pic.twitter.com/MRxBKCLeok