- Nie ma mowy o czymś takim jak „uwspólnotowienie długu” poszczególnych krajów Unii Europejskiej – stwierdza europoseł PiS (a jednocześnie doktor nauk ekonomicznych) Zbigniew Kuźmiuk. Dr Kuźmiuk dodaje, że powiązanie przyszłych wydatków unijnych z praworządnością nie może – na przykład – spowodować tego, że za sprzeciw wobec małżeństw jednopłciowych Polsce zabierze się pieniądze.
Sejm poparł w głosowaniu ustawę o zwiększeniu zasobów własnych Unii Europejskiej (UE). Przeciwko byli posłowie Konfederacji i Solidarnej Polski. Podstawowym ich argumentem było zadłużanie się Unii Europejskiej, w tym Polski. A zatem również i konieczność spłaty w przyszłości tego długu, co ma być jakimś zagrożeniem. Choćby dla naszej suwerenności. Według Pana, wspomniane zadłużenie rzeczywiście stanowi jakieś niebezpieczeństwo dla Polski?
Nie, nie! Zdaje się, że Solidarna Polska nie rozumie, że chodzi tu o tak zwany „problem uwspólnotowienia długu”. Tu wypowiadał się bardzo jasno i jednoznacznie pan minister Konrad Szymański, który pilotuje te sprawy w ramach Rady Ministrów. I on wyjaśniał, że nie ma mowy o czymś takim jak to „uwspólnotowienie długu”. Zresztą zabrania tego Traktat Lizboński, który bardzo wyraźnie mówi, że nie można przenosić na instytucje europejskie długów ani innych powiązań krajów UE.
Więc w oczywisty sposób, jeżeli parlamenty wszystkich krajów członkowskich zaaprobują powstanie Funduszu Odbudowy, to wtedy on powstanie, a Komisja Europejska uzyska prawo do emisji obligacji w kolejnych transzach. I będzie zaciągać wieloletnie pożyczki, z których dziś ten Fundusz ma być finansowany. Dług zagwarantują poszczególne kraje członkowskie, proporcjonalnie do ich zamożności. A obsługiwany będzie - między innymi – z podatku od nieprzetworzonego plastiku. Podatek ten będą płacić wszystkie kraje. Ale jednocześnie, automatycznie zostanie obniżona ich składka, zależna od dochodu narodowego brutto. Więc trudno tu mówić o jakimś gwałtownym wzroście obciążeń. Oczywiście, to będzie zmuszać kraje UE do wprowadzania systemu, w którym odzysk produktów plastikowych będzie stuprocentowy. Jako kraj na dorobku, my taki system dopiero budujemy. Kraje Europy Zachodniej są bardziej zaawansowane.
I dodam, że wspomniany dług, UE zaciągnie dzięki obligacjom wieloletnim. Tego długu nie trzeba będzie więc spłacać. Ale trzeba będzie zapłacić odsetki. W każdym bądź razie my to obciążenie będziemy ponosić jako kraj. Indywidualnie żadnych obciążeń ponosić nie będziemy.
Trwa też dyskusja nad tym podatkiem, który nosi nazwę „podatku cyfrowego”. Gdyby udało się go wprowadzić w większej skali niż Unia Europejska, to podatkowe obciążenia ponosiłyby te wielkie firmy rynku cyfrowego, które – brutalnie rzecz ujmując – w Europie podatki płacą w wymiarze symbolicznym. Mam tu na myśli podatek dochodowy. I niestety, robią to dlatego, bo sprzyjają im niektóre kraje. Takie jak Holandia i Irlandia. Wspomniane firmy przenoszą zyski osiągane w poszczególnych krajach do tych swoistych „rajów podatkowych”. I tam pokazują je do opodatkowania na podstawie indywidualnych umów. Płacą wtedy - na przykład - podatek według stawki 0.1 procenta, albo jeszcze mniejszej. Więc płacą go symbolicznie. Gdyby zatem podatek cyfrowy został wprowadzony, miałby on charakter podatku obrotowego i te wielkie (głównie amerykańskie) firmy musiałyby go zapłacić. A właśnie tym podatkiem, w przyszłości ma być obsługiwany unijny dług.
A powiązanie wypłat środków unijnych z praworządnością…?
W tej kwestii funkcjonuje trochę mitów. Minister Szymański już je wyjaśniał. Jeżeli więc chodzi o powiązanie przyszłych wydatków unijnych z praworządnością, to takie rozwiązanie Parlament Europejski forsuje od mniej więcej 2018 roku. Czyni to również Komisja Europejska. Rezultatem, jest rozporządzenie o powiązaniu wydatków unijnych z praworządnością. Rozporządzenie to - mówiąc wprost – nie ma bezpośredniego związku ani z budżetem, ani z Funduszem Odbudowy. Mówiąc inaczej, tak bardziej wyraziście: niezależnie od tego, jak potoczyłyby się losy budżetu i Funduszu Odbudowy, to rozporządzenie będzie – niestety - obowiązywało. Nawet jeśli Fundusz Odbudowy nie wszedłby w życie, nie został utworzony. Nieprawdziwe jest więc twierdzenie, że w budżetowych negocjacjach wspomniane powiązanie można było zablokować.
I druga rzecz: w negocjacjach udało się doprowadzić do tego, że praworządność w rozumieniu rozporządzenia to zabezpieczenie interesów finansowych Unii Europejskiej.
Mówiąc inaczej: gdyby Komisji Europejskiej udało się udowodnić, że jakieś środki, które Polska dostaje z budżetu albo z Funduszu Odbudowy, objęte są korupcją, albo defraudacją, lub wyłudzeniami, to wtedy Komisja Europejska może zatrzymać te pieniądze. Natomiast, to rozporządzenie nie będzie działać na przykład tak: Polska sprzeciwia się wprowadzeniu małżeństw jednopłciowych, bo to jest niezgodne z polską Konstytucją i oczywiste, a wtedy nasz kraj zostaje uznana przez Komisję za niepraworządny i zabiera mu się pieniądze. W żaden sposób rozporządzenie o praworządności nie może być w takiej sprawie wykorzystane! Bo niewprowadzenie ustawy o małżeństwach jednopłciowych nie godzi w interesy finansowe Unii Europejskiej. Komisja Europejska nie będzie w stanie tego udowodnić.
Więc zwyczajnie nieprawdziwe są sugestie, że w wyniku wejścia w życie tego rozporządzenia Komisja Europejska pod każdym pretekstem będzie blokowała środki dla Polski.
A teraz pytanie o bieżącą sytuację naszego kraju. Mamy obecnie dosyć wysoki poziom inflacji. Czy stanowi to zagrożenie dla dochodów państwa i zwykłych obywateli?
Po pierwsze, jeżeli chodzi o poziom inflacji, to rzeczywiście przejściowo jest on wyższy niż wcześniej. Ale na pewno średnio w roku (a tak na te procesy gospodarcze należy patrzeć) on nie będzie wykraczał poza cel inflacyjny przyjęty przez Radę Polityki Pieniężnej. Przypominam, że ten cel jest od lat niezmienny. To jest dwa i pół procenta – plus minus jeden punkt procentowy - czyli maksymalnie trzy i pół procent. Wiem, że w marcu inflacja przekroczyła cztery procent. Ale średnio w roku 2021 będzie zapewne poniżej tej górnej granicy celu inflacyjnego.
Mówi się, że Polska nie panuje nad procesami inflacyjnymi. To nieprawda! To jest obraza dla Narodowego Banku Polskiego i dla Rady Polityki Pieniężnej. Przecież ci ludzie odpowiadają za wartość polskiego pieniądza i nie mogą dopuścić do tego, żeby inflacja na trwałe znacząco wychyliła się poza cel opisany w ustawie. Więc tutaj nie ma niebezpieczeństwa. Ale oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że w średnim wymiarze inflacja tak wygląda. Natomiast, w zależności od poziomu dochodów konsumentów i „koszyka ich zakupów”, to jest mniej lub bardziej dokuczliwe. Nie ulega wątpliwości, że jeżeli drożeje żywność, to ludzie mniej zamożni (tacy, w których „koszyku” udział żywności jest większy), mocniej odczuwają inflację, niż ci bardziej zamożni.
W każdym bądź razie Rada Polityki Pieniężnej pilnuje celu inflacyjnego. I dlatego w Polsce nie ma mowy o żadnych niekontrolowanych procesach inflacyjnych. Zresztą jeżeli popatrzymy sobie na wzrost dochodów (wynagrodzeń oraz rent i emerytur), to nie ulega wątpliwości, że nawet przy podwyższonej inflacji, mamy do czynienia z realnym, bardzo wyraźnym wzrostem płac i świadczeń emerytalno – rentowych. Więc zwyczajnie, nieprawdziwe są opowieści opozycji o tym, jak to Polacy tracą przy bardzo wysokiej inflacji. To jest próba „robienia ludziom wody z mózgu”!
Pytał Pan też o to, czy nasze państwo traci na inflacji. Otóż w sytuacji, gdy jest ona trochę podwyższona, minister finansów jest zawsze tego beneficjantem. Bo przypominam: główne źródła dochodów budżetowych, takie jak podatek VAT czy akcyza, mają zawsze charakter podatków pośrednich, obrotowych. W związku z tym, procesy inflacyjne (na przykład wzrost cen) zwiększają wpłaty do budżetu, a nie je zmniejszają.
Oczywiście, ma to również drugą stronę. Bo wysoka inflacja oznacza konieczność wyższej waloryzacji rent, emerytur i innych świadczeń, zależnych od jej poziomu. Co zwiększa poziom wydatków. Ale jeżeli inflacja jest trochę wyższa niż ta przewidywana w budżecie, to minister finansów z reguły jest tego beneficjentem. Lecz w Polsce – jeszcze raz powiedzmy to bardzo wyraźnie – procesy inflacyjne są pod absolutną kontrolą. Były w poprzednich latach i są za obecnego prezesa, który politykę monetarną prowadzi wręcz wzorcowo.