Kulisy zatrzymania Wąsika i Kamińskiego opisuje Wirtualna Polska. Akcja miała się rozpocząć, gdy tylko kolumna z Andrzejem Dudą opuściła teren Pałacu Prezydenckiego. Prezydent udał się wówczas na spotkanie z liderką białoruskiej opozycji Swietłaną Cichanouską.
"W tym czasie Mriusz Kamiński i Maciej Wąsik przebywali w jednym z gabinetów prezydenckich ministrów. Nieoficjalnie - w pokoju Marcina Mastalerka. To wtedy policjanci dostali sygnał, że mogą wejść do gmachu prezydenta. Pod Pałacem w gotowości czekało kilkanaście radiowozów, a prezydenckie pomieszczenia były obserwowane przez funkcjonariuszy przy pomocy lornetek"
– opisuje sprawę portal.
Rola SOP
Rozmawiający WP oficer służb twierdzi, że w akcji dużą rolę odegrała Służba Ochrony Państwa. Na polecenie ministra spraw wewnętrznych i administracji Marcina Kierwińskiego funkcjonariusze SOP mieli wskazać pomieszczenie, w którym przebywali posłowie PiS. Ponadto, to oni wpuścili do Pałacu policjantów. Jak podkreśla informator portali, zgodę na to musiał wydać szef prezydenckiej ochrony obiektu i dowódca zmiany - a jemu wydał polecenie jeden z komendantów.
Udział szefa SCB
W zatrzymaniu nieformalny udział miał też mieć dyrektor podległego ratuszowi Rafała Trzaskowskiego Stołecznego Centrum Bezpieczeństwa gen. Michał Domaradzki. To były Komendant Stołeczny Policji. - Był na łączach z szefem MSWiA Marcinem Kierwińskim, z którym zna się od lat - twierdzi rozmówca WP.
Blokada wyjazdu z Belwederu
Informator odniósł się także do kwestii autobusu Miejskiego Zakładu Autobusowego, który zablokował prezydentowi Dudzie wyjazd z Belwederu. Pojazd uniemożliwił powrót głowy państwa do Pałacu właśnie w momencie, gdy miało miejsce zatrzymanie posłów PiS. - Nie dziwię się, że nikt się teraz nie przyznaje do "akcji" z autobusem. Trudno jednak uwierzyć, że był to przypadek - powiedział.