Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polityka

Po „interwencji” w SN Giertych rozkręcił aferę. Prezes Manowska zabrała głos

Konfrontacyjny i dość obcesowy styl komunikowania się Romana Giertycha, który zaprezentował podczas swojej bytności w Sądzie Najwyższym, w mojej opinii kładzie się cieniem na reputacji samorządu adwokackiego - stwierdziła w oświadczeniu Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska. Skomentowała w ten sposób środową "interwencję poselską" posła Koalicji Obywatelskiej. Wychodzi na to, że Giertych zrobił aferę z tego, że odmówiono mu dostępu do akt, do których wglądu po prostu prawnie mieć nie mógł.

Roman Giertych nie przestaje szukać podstaw do podważenia wyniku wyborów prezydenckich. Niedługo po ogłoszeniu zwycięstwa Karola Nawrockiego zaczął w mediach społecznościowych wypisywać o rzekomo ogromnej skali nieprawidłowości i zachęcał do składania protestów wyborczych. W środę osobiście postanowił udać się do Sądu Najwyższego w ramach... kontroli poselskiej.

Reklama
"O 8 rano przyszedłem do Sądu Najwyższego z kontrolą poselską i zażądałem wydania jawnych przecież dokumentów z przeliczania głosów zrealizowanego przez kilka sądów rejonowych. Tzw. Izba Nadzwyczajna odmówiła mi wydania tych dokumentów. Obecnie czekam na decyzję pani Manowskiej"

– napisał na platformie X.

Nie miał prawa

Decyzja Pierwszej Prezes SN nie mogła być inna, jak wspomnianej Izby. To dlatego, że Giertych chciał dostępu nie tylko do dokumentów sprawy, która go dotyczy, ale i takiej, w której nie jest uczestnikiem postępowania.  Prof. Małgorzata Manowska odmówił politykowi dostępu do dokumentów, gdyż po prostu nie ma prawa do ich wglądu. Wieczorem na stronie SN ukazało się oświadczenie w tej sprawie.

"W związku z konfrontacyjnym zachowaniem posła względem pracowników administracyjnych Sądu Najwyższego, zaprosiłam go na rozmowę, podczas której polityk ponowił swoje żądania dostępu do materiału dowodowego zgromadzonego w sprawie, której nie jest uczestnikiem. Swoje żądanie przedstawił jako: pochodzące od uczestnika jednego z postępowań, ponadto jako interwencję poselską oraz dodatkowo powołał się na ustawę o dostępie do informacji publicznej"

– napisała w oświadczeniu Manowska.

Jak dodała, pouczyła posła, że Giertycha, że: 

  • status uczestnika postępowania w jednej sprawie nie uprawnia go do wglądu w akta sprawy, której nie jest uczestnikiem;
  • art. 19 ust. 1 ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora nie uprawnia go do wglądu w działalność organów władzy sądowniczej;
  • ustawy o dostępie do informacji publicznej, w świetle jej art. 1 ust. 2, nie stosuje się do informacji publicznych znajdujących się w aktach spraw zainicjowanych protestem wyborczym, bowiem dostęp do nich regulowany jest przepisami Kodeksu postępowania cywilnego.
"W związku z powyższym poprosiłam posła Romana Giertycha o sformułowanie pisemnego wniosku o wgląd do akt sprawy, którymi był zainteresowany, celem jego rozpoznania na gruncie przepisów Kodeksu postępowania cywilnego. W odpowiedzi poseł Giertych stwierdził, że nie zamierza formułować takiego wniosku, ja zaś uznałam rozmowę za zakończoną i poseł Giertych opuścił gabinet"

– przekazała.

Pierwsza Prezes SN podkreśliła, że "w związku z powyższym, nie jest prawdą twierdzenie, jakoby odmówiono posłowi Giertychowi dostępu do akt sprawy, którą zainicjował". - Konfrontacyjny i dość obcesowy styl komunikowania się Romana Giertycha, który zaprezentował podczas swojej bytności w Sądzie Najwyższym, w mojej opinii kładzie się cieniem na reputacji samorządu adwokackiego - oceniła.

Tysiące protestów rozpatrzone jako jeden

Oznajmiła też, że inspirowanie przez Giertycha do masowego składania protestów wyborczych doprowadziło do tego, iż wpłynęło ich kilkadziesiąt tysięcy - o identycznej treści. Przekazała, że zdezorganizowało to pracę SN. - Wbrew politycznym rachubom nie opóźni to jednak rozpoznania protestów wyborczych, chociaż jest to szczególnie dotkliwe dla pracowników administracyjnych Sądu Najwyższego - poinformowała. I wskazała, że te kilkadziesiąt tysięcy zostanie rozpatrzonych jako jeden.

"O ile bowiem na podstawie art. 219 k.p.c. sąd może połączyć do wspólnego rozpoznania protesty wyborcze podnoszące te same zarzuty, o tyle pracownicy administracyjni sądu muszą otworzyć każdą spośród kilkudziesięciu tysięcy przesyłek, zarejestrować protest wyborczy, również gdy jest on wadliwie złożony, założyć dla niego akta i podjąć szereg innych czynności zmierzających do jego rozpoznania"

– napisała.

Jak dodała, "z takim nieodpowiedzialnym zachowaniem posła Romana Giertycha kontrastuje postawa pracowników Sądu Najwyższego, którzy skonfrontowani ze skutkami politycznego pieniactwa, dobrowolnie zadeklarowali pracę w święto i przez cały „długi weekend".

Źródło: niezalezna.pl
Reklama