Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

"Gazeta Polska": Wąsik i Kamiński przed trybunałem Iustitii. Zemsta za ściganie łapówkarzy

CBA wykryło wielką aferę łapówkarską. To niewątpliwy fakt. Podobnie jak to, że ówczesnych szefów Biura – Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika – od kilkunastu lat próbuje się ukarać za skuteczne działania – manipulując obowiązującym w Polsce prawem, a nawet wręcz ignorując niewygodne wyroki, m.in. Trybunału Konstytucyjnego.

Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik
Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik
Tomasz Adamowicz - Gazeta Polska

Sprawa dotyczy wydarzeń bardzo odległych w czasie, a jej początkiem była głośna, choć przez wielu zapewne już nieco zapomniana „afera gruntowa”, która wybuchła latem 2007 roku. 

Ryba ścigany przez Interpol

Chodziło o zatrzymanie przez funkcjonariuszy CBA dwóch mężczyzn, prawnika Andrzeja K. i Piotra Ryby, bliskiego współpracownika ówczesnego ministra rolnictwa Andrzeja Leppera. Ten skandal spowodował zresztą rozpad rządzącej wtedy koalicji PiS–Samoobrona–LPR.

Miał on również konsekwencje prawne, bo Ryba i K. stanęli przed sądem. „Są oskarżeni o powoływanie się na wpływy w resorcie rolnictwa, kierowanym wówczas przez Andrzeja Leppera, i podjęcie się za niemal 3 mln zł pośrednictwa w odrolnieniu działki na Mazurach dla agenta CBA udającego biznesmena. Łapówka miała być przeznaczona dla zdymisjonowanego później Leppera. Ten jednak miał otrzymać ostrzeżenie o akcji” – pisała  „Gazeta Polska Codziennie”. K. przyznał się do winy, Ryba zaprzeczał zarzutom. Ich proces trwał długo, bo wyroki skazujące uchylano. Każdorazowo jednak sądy potwierdzały, że CBA działało zgodnie z uprawnieniami i w ramach obowiązującego prawa.

Co ciekawe, obecnie zdjęcie Ryby można znaleźć na stronie Interpolu. Jest bowiem poszukiwany „czerwoną notą” m.in. za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, pranie brudnych pieniędzy, oszustwa. 

Skazał i zrzucił togę

Po przejęciu władzy przez Platformę Obywatelską, także dzisiaj nieukrywającą niechęci do CBA i zapowiadającą likwidację Biura, obiektem ataku stały się osoby, które doprowadziły do wykrycia gigantycznej afery łapówkarskiej. Wśród nich znaleźli się Mariusz Kamiński oraz Maciej Wąsik, czyli ówcześni szefowie CBA, którym w październiku 2009 roku prokuratura postawiła zarzut przekroczenia uprawnień. „Z przysłowiowych »policjantów« ścigających łapówkarzy od lat usilnie próbuje się zrobić przestępców, choć – co potwierdzały różne sądy – działali oni zgodnie z prawem. To nic innego jak polityczny odwet” – podkreśla osoba znająca kulisy sprawy. 

Niespełna rok później akt oskarżenia trafił do warszawskiego sądu, a absurdalności sytuacji dopełniał fakt, że podczas procesu Piotr Ryba miał… status pokrzywdzonego. W składzie orzekającym był m.in. sędzia Wojciech Łączewski. Wyrok ogłoszony w marcu 2015 roku wielu prawników wprost określało niedorzecznym. Bo Kamińskiego i Wąsika uznano za winnych oraz skazano na 3 lata pozbawienia wolności. Bezwzględnego, bez zawieszenia! „Ten wyrok jest całkowitą kompromitacją sędziego. Ten sędzia z całą pewnością ma tendencję do gwiazdorzenia, (…) szuka poklasku” – oceniał wtedy poseł Zbigniew Ziobro. Łączewski (nie jest już sędzią, kilka lat temu zrzekł się urzędu) natychmiast został bohaterem mediów sprzyjających Platformie („Jeden wyrok zrobił z niego postać medialną” – podawał TVN24), a w niedawnym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” stwierdził: „Jestem z tego wyroku dumny”.

Oczywiście orzeczenie zaskarżono, ale zanim rozpoznana została apelacja, prezydent Andrzej Duda – w listopadzie 2015 roku – zastosował akt łaski wobec funkcjonariuszy publicznych. 

Prezydent miał prawo do zastosowania prawa łaski na każdym etapie postępowania, co wynika z doktryny i co nigdy nie było kwestionowane” – podkreślał Andrzej Dera, ówczesny minister w Kancelarii Prezydenta. I dodał coś równie istotnego: „W odczuciu prezydenta sprawa miała wymiar polityczny”. Ta decyzja powinna ostatecznie zakończyć sprawę. Natychmiast jednak zareagowali wszelkiej maści „obrońcy demokracji”, z lubością wymachujący konstytucją. 

Sąd ponad prawem

Wprawdzie w marcu 2016 roku Sąd Okręgowy w Warszawie postępowanie prawomocnie umorzył, ale oskarżyciele posiłkowi złożyli kasację. Natomiast nieco ponad rok później Sąd Najwyższy podjął uchwałę, w której wręcz podważył prerogatywę prezydenta dotyczącą stosowania prawa łaski przed uprawomocnieniem się wyroku. Na dodatek stwierdzono, że decyzja głowy państwa w takim przypadku nie wywołuje skutków procesowych.

Tymczasem w artykule 139. konstytucji stwierdzono: „Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski. Prawa łaski nie stosuje się do osób skazanych przez Trybunał Stanu”. Nic ponadto.

Orzeczenie SN jednoznacznie skomentował Mariusz Kamiński: „Żaden sąd, w tym Sąd Najwyższy, nie ma uprawnień do oceny konstytucyjnych prerogatyw Prezydenta RP. Sąd Najwyższy, wydając takie rozstrzygnięcie, sam stawia się ponad prawem”.

Powstał jednak spór kompetencyjny pomiędzy prezydentem a Sądem Najwyższym, który rozstrzygnąć mógł jedynie Trybunał Konstytucyjny. I w wyroku ogłoszonym 2 czerwca br. TK stwierdził, że SN „nie ma kompetencji do sprawowania kontroli ze skutkiem prawnym wykonywania kompetencji Prezydenta RP” w przypadku prawa łaski. Trybunał podkreślił również , że prawo łaski „jest wyłączną i niepodlegającą kontroli kompetencją Prezydenta RP, wywołującą ostateczne skutki prawne”.

Działaczka Iustitii wyda wyrok

Po raz drugi więc w tej sprawie postawiona została „kropka nad i”, ale nawet to jej nie zakończyło. Dosłownie kilka dni później (6 czerwca) Sąd Najwyższy w składzie trzyosobowym (Piotr Mirek, Andrzej Stępka, Małgorzata Gierszon) ogłosił, że nie uznaje (!) wyroku Trybunału Konstytucyjnego. „Sąd Najwyższy stoi na stanowisku, że orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 2 czerwca br. ws. sporu kompetencyjnego nie wywołało żadnych skutków prawnych” – powiedział sędzia sprawozdawca P. Mirek. W uzasadnieniu nie zabrakło haseł o obronie praworządności, „właściwej” analizie przepisów konstytucji, ale sięgnięto nawet po argument obrony zasady domniemania niewinności, co akurat w tej konkretnej sytuacji brzmiało dość pokracznie.

Najważniejsza jednak była informacja, że ignorując jednoznaczne stanowisko Trybunału, Sąd Najwyższy uchylił prawomocne umorzenie postępowania i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. „Orzeczenie Sądu Najwyższego jest zdumiewające; zapadło w absolutnej kontrze nie tylko do stanu prawnego, potwierdzonego trzema orzeczeniami Trybunału Konstytucyjnego. Stosowanie aktu łaski to uprawnienie osobiste prezydenta, żaden sąd nie ma prawa kontrolowania tego” – skomentowała Małgorzata Paprocka, minister w Kancelarii Prezydenta. „W ocenie Kancelarii Prezydenta akt łaski zastosowany wobec pana ministra Kamińskiego i innych osób, co potwierdza orzecznictwo TK, jest aktem obowiązującym” – podkreśliła. Niemniej akta wróciły do Sądu Okręgowe w Warszawie. 

– Tego procesu po prostu nie powinno być. Oskarżeni nie są oskarżonymi. Prezydent ułaskawił Kamińskiego i Wąsika, Trybunał Konstytucyjny orzekł, że miał do tego prawo, bo akt łaski jest wyłącznie jego kompetencją. Sprawa oczywista – mówi nam jeden z prawników. – Tak naprawdę to sąd powinien natychmiast postępowanie umorzyć.  

Pojawił się jednak kolejny problem. Dość istotny w obecnej sytuacji. Sprawa trafiła bowiem do sędzi Anny Bator-Ciesielskiej. Nie jest tajemnicą, że należy ona do Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”. Zresztą już kilka lat temu stało się o niej głośno, gdy odmówiła wspólnego orzekania z sędzią Michałem Lasotą, a także skierowała do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej pytania prejudycjalne dotyczące m.in. statusu Krajowej Rady Sądownictwa. 

Czy więc jest szansa na sprawiedliwe, bez politycznego zacietrzewienia, orzeczenie niezawisłego sędziego? 

 



Źródło: Gazeta Polska

#Mariusz Kamiński #Maciej Wąsik #wybory 2023

Grzegorz Broński