Donald Tusk chce przejąć władzę w Polsce i liczy, że 13 grudnia może być zaprzysiężony przez prezydenta RP na urząd premiera. Jaki byłby pierwszy dzień w nowej pracy? Od razu... wizyta w sądzie: lider PO ściga bowiem Tomasza Sakiewicza i "Gazetę Polską" za satyryczną okładkę.
Czy walka z satyrą ma sens? - o to pytał dziś Tomasz Sakiewicz. W swoim programie w Telewizji Republika postanowił delikatnie zmienić historię.
"Niech pani sobie wyobrazi, że jeden z liderów PiS-u, w istotnym momencie, jak choćby teraz, spędza cały dzień w sądzie, żeby ścigać dziennikarza za to, że zamieścił okładkę satyryczną. Jakby pani takiego polityka PiS-u oceniła?" - zapytał prowadzący program Polityczna Kawa.
Jakakolwiek walka z dziennikarzami lub z satyrą nie ma szans na powodzenie, jest z góry skazana na porażkę. Aczkolwiek pewnie są granicę, w których się przekracza granicę dozwolonej krytyki i pewnie te sformułowania bardzo bolą. Ja też jednemu z moich hejterów wytoczyłam proces cywilny...
– powiedziała posłanka Anita Kucharska-Dziedzic.
Po tych słowach Sakiewicz powiedział już wprost, że chodzi o Donalda Tuska. A, to co innego! Wówczas posłanka Kucharska-Dziedzic zmieniła narrację, pokazując, że punkt widzenia zależy od tego, o kim się mówi.
- Myślę, że wiele rzeczy przejdzie do historii literatury, natomiast ja panu powiem, że się doktoryzowałam na UJ z propagandy, pisząc o propagandzie w latach 1968-1989 i o walce z tą propagandą. Myślę, że przez ostatnich kilka lat, zważywszy na to, z jaką propagandą, szkalowaniem, atakami mieliśmy do czynienia w mediach publicznych, że ja mam spory materiał na habilitację - stwierdziła. Najwyraźniej przyszłego koalicjanta wprost krytykować nie wypada...