Lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk przygotowuje się już do wyborów parlamentarnych. Co prawda ciężko mu znaleźć zwolenników pomysłu jednej listy wyborczej, ale nie przeszkadza mu to w tworzeniu daleko idących teorii: już twierdzi, że "wybory będą zapewne wolne, ale nie będą uczciwe".
Tusk kontynuuje objazd po Polsce - tym razem spotkał się z mieszkańcami Puław. Był pytany m.in. o perspektywę najbliższych wyborów. Szef PO przyznał, że najbliższe wybory będą "zapewne takie jak prezydenckie w 2020 roku - wciąż wolne, ale nieuczciwe".
- Mamy ten problem z tym, że zbliżające się wybory mogą być i pewnie będą równie nieuczciwe, choć ciągle wolne - mam nadzieję, że ja będę mógł zagłosować i kandydować i nie znajdę się w jakimś miejscu, które szykuje dla mnie (prezes PiS) Jarosław Kaczyński. Natomiast wiemy, że one nie będą uczciwe. Wiemy, że ta władza wykorzysta wszystkie swoje przewagi - logistyczne, finansowe, medialne, żeby wypaczyć de facto ten demokratyczny werdykt. To nie znaczy jednak, że mamy się temu poddać
- usiłował przekonywać Tusk.
Co boli lidera PO? "My nie odbijemy mediów publicznych przed wyborami. Trzeba będzie wygrać wbrew tym mediom" - przyznał ze szczerością. Nie dodał jednak, na czym miałoby polegać "odbijanie".
Lider PO był także pytany w Puławach, jak zagwarantować, że w kolejnych wyborach będą wygrywać ugrupowania "szanujące reguły demokracji". Przyznał, że nikt tego nie może zagwarantować, skoro "nawet w najbardziej ustabilizowanych demokracjach, jak USA czy Wielka Brytania, wygrywali populiści". Tusk zwrócił zarazem uwagę, że w ostatnich wyborach w USA Trump dostał więcej głosów niż w 2016 roku, ale zwolennicy demokracji "zmobilizowali się z całej siły i zbudowali tę minimalną przewagę". Nie wspomniał jednak słowem m.in. o ograniczaniu wolności słowa poprzez blokowanie kont prezydenta Trumpa w mediach społecznościowych.