Były minister edukacji Przemysław Czarnek nie dziwi się oburzeniu nauczycieli, którzy są wściekli po tym, jak okazało się, że Donald Tusk mówił jedno, a robi drugie w kwestii podwyżek. Z kolei wiceminister Michał Gramatyka stwierdził, że jest z Polski 2050 i za obietnice Platformy nie odpowiada.
Nie jestem rozczarowana, jestem wściekła - powiedziała "Wyborczej" wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Urszula Woźniak w reakcji na fakt, że podwyżki dla nauczycieli będą niższe, niż Donald Tusk obiecał w kampanii wyborczej. Wściekli mają być też nauczyciele. O tym, dlaczego podniosło się oburzenie, mówił dziś w Telewizji Republika poseł PiS Przemysław Czarnek.
- Jak się rozbudziło takie wielkie oczekiwania, to naturalne. Ja się cieszę, że te podwyżki są. Też je planowaliśmy - powiedział Czarnek, przypominając, że rząd PiS podniósł subwencję oświatową o blisko 90 procent w stosunku do 2016 roku.
Platforma Obywatelska i koalicja 13 grudnia zapowiadali jeszcze we wrześniu, że podwyżki będą 1500 zł brutto do wynagrodzenia zasadniczego. Dziś słyszymy, że te podwyżki są kilkaset złotych mniejsze (...) Inne były oczekiwania, inne zapowiedzi.
Drugi gość Republiki - wiceminister cyfryzacji Michał Gramatyka - stwierdził, że nic mu o tym nie wiadomo, żeby nauczyciele byli wściekli. - Odsyłają państwo do obietnic jednego z koalicjantów, czyli PO, a przepytują państwo człowieka Polski 2050 - powiedział polityk partii Hołowni, który wcześniej był... w Platformie Obywatelskiej.
Poseł Czarnek postanowił wyjaśnić swojemu oponentowi z parlamentu, jak wyglądała edukacja w czasie, gdy rządziła koalicja PO-PSL.
W latach 2012-2015, kiedy można było podnosić wynagrodzenia, były one podnoszone o zero procent. Od 2016 do 2024 podnieśliśmy wynagrodzenia dla nauczycieli wchodzących do zawodu o blisko 100 procent, a dla najlepiej zarabiających - 60 procent. Nie bierzcie wszystkiego na siebie, bo zostawiliście szkołę w ruinie finansowej, ale też jeśli chodzi o inwestycje