"Jeśli wróci Donald Tusk, to on stanie się pierwszą osobą na opozycji, a dzisiaj Trzaskowski raczej uważa siebie za najważniejszą tam osobę" - powiedział poseł Marek Suski, tłumacząc sceptycyzm Rafała Trzaskowskiego (PO) wobec powrotu Tuska do polskiej polityki obawą o utratę wpływów. Zdaniem goszczącego u Michała Rachonia posła, powrót byłego premiera jest możliwy, bo może dostać od Angeli Merkel zadanie ratowania tonącej Platformy Obywatelskiej.
Donald Tusk powiedział niedawno, że jest "mentalnie, emocjonalnie i życiowo" przygotowany do powrotu do polskiej polityki. Właśnie o tę wypowiedź byłego "Króla Europy" pytał Marka Suskiego red. Michał Rachoń. "O co chodzi? Dlaczego akurat takie trzy elementy wskazał jako dowód na gotowość do powrotu?" - pytał prowadzący.
Nie wiem, być może jego misja w Brukseli się kończy i może będzie miał nowe zadanie - ratować Platformę, która tonie. Jeśli Angela Merkel każe mu wrócić tutaj ratować tę partię, która jest proniemiecka, to być może okaże się, że mentalnie jest gotowy
- przyznał Suski.
Pamiętam, jak prowadziliśmy rozmowy z panią kanclerz, to ona właśnie mówiła, że "to Donalda Tuska wyśle tam do Turcji, żeby dał Turkom pieniądze, żeby nie przyjeżdżali tutaj imigranci". Więc Donald Tusk jest traktowany przez Angelę Merkel jako człowiek do zadań specjalnych. Być może to będzie tak, że tonąca - przepraszam za porównanie, ale tak mnie się kojarzy - piąta kolumna będzie musiała uzyskać wsparcie takiego grubego misia, jak mówią o Donaldzie Tusku niektórzy ludzie
- dodał Suski.
Do powrotu Tuska do polityki sceptyczna jest część... polityków, w tym z samej Platformy Obywatelskiej, jak Rafał Trzaskowski. Marek Suski wyjaśnił, skąd ten sceptycyzm.
Jeśli wróci Donald Tusk, to on stanie się pierwszą osobą na opozycji, a dzisiaj Trzaskowski raczej uważa siebie za najważniejszą tam osobę, chociaż marszałek Grodzki mówi też, że to on jest najważniejszy. Tutaj między nimi jest spór, natomiast kiedy wróciłby Donald Tusk, to z pewnością on byłby okrzyknięty tym najważniejszym. Druga sprawa - strumień pieniędzy płynąłby przez jego koneksje i za jego zgodą. Tutaj pewnie Rafał Trzaskowski mógłby mieć utrudniony dostęp do tych pieniędzy. Poza tym musiałby się liczyć z Tuskiem, a dzisiaj - domyślam się - że ma apetyt na bycie prezydentem
- tłumaczył poseł PiS.