Gen. Mirosław Różański w czasie ataku na polską granicę wystąpił w filmiku razem z Janiną Ochojską i Mają Ostaszewską. Ochojska bredziła o ginących ludziach, choć o ich zakopywaniu przez leśników jeszcze nie było, z kolei Różański jej wtórował: „Żołnierzu, kiedy wypowiadałeś słowa roty przysięgi wojskowej, przysięgałeś bronić jej niepodległości i granic, ale również przyrzekałeś strzec konstytucji… Ludzie będą pytać, czy wykonałeś swoje zadanie właściwie. Ale wtedy już nie będzie polityków. Zostaniesz sam” – pisze Piotr Lisiewicz w „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Teraz senator Różański z Polski 2050 ma rządzić wojskiem. Doświadczenie ma niemałe: w latach 80. dowodził kompanią w czasie manewrów „Przyjaźń” z Armią Czerwoną, a w czasie resetu optował za obroną na linii Wisły. Idealnie dogada się z Tomaszem Siemoniakiem z Koalicji Obywatelskiej, który ogłosił, że „Polska nie ma potencjału demograficznego do budowy 300-tysięcznej armii”.
Armia zawodowa miałaby liczyć… 150 tys. Jeśli za parę lat na Warszawę, Poznań czy Gdańsk spadną rosyjskie rakiety, winni będą temu ci wszyscy, którzy według sondaży za ważniejszy problem od bezpieczeństwa uznali aborcję. Wtedy, jak mówił Różański, „już nie będzie polityków”. Zwykli Polacy zapłacą za swoją głupotę.