Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Pawliczak nie pamięta, co mówiła, Łącki porównał Putina do Zełenskiego. Do tego obraźliwy atak na prowadzącą

- Pani nie jest dziennikarzem, a funkcjonariuszem partii rządzącej - zwrócił się do prowadzącej "W Punkt" na antenie Telewizji Republika poseł Platformy Obywatelskiej Artur Łącki. Powodem jego ataku na redaktor Katarzyny Gójskiej była uwaga, że porównywanie wystąpień Wołodymyra Zełenskiego do możliwej ingerencji w wybory w Polsce przez Federację Rosyjską są absurdalne. Podczas gorącej dyskusji omawiany był temat powołania komisji ds. zbadania wpływów rosyjskich. Politycy opozycji stanowczo przekonują, że to polityczny atak na konkretne osoby, którym zarządzać będzie PiS.

Komisja ds. zbadania rosyjskich wpływów budzi emocje wśród opozycji
Komisja ds. zbadania rosyjskich wpływów budzi emocje wśród opozycji
Telewizja Republika

W piątek Sejm odrzucił weto Senatu i opowiedział się za powołaniem komisji ds. badania wpływów rosyjskich. W trakcie omawiania projektu ustawy wywiązała się gorąca dyskusja. Podobnie było w dzisiejszym programie "W Punkt" w Telewizji Republika.

Na początku rozmowy Kazimierz Smoliński z Prawa i Sprawiedliwości obalił argumenty opozycji, która mówi o sądzie kapturowym i pozbawieniu praw publicznych, niektórych polityków - głównie Donalda Tuska. Wyjaśnił, że decyzje komisji podlegają zaskarżeniu, więc nie wykluczą one nikogo z możliwości kandydowania w wyborach.

"Decyzja komisji jest ostateczna, ale nie prawomocna, więc można się od niej odwołać (...) Nie przypuszczam, żeby ktoś, kto uważa się za niewinnego, to znaczy, że nie działał pod wpływem rosyjskim, nie odwoła się od tej decyzji. Więc można ze stu procentowym prawdopodobieństwem powiedzieć, że w wyborach, które będą na jesieni nikt nie będzie objęty skutkami tego organu. A śmiem twierdzić, że jeszcze do wiosny przyszłego roku, czyli do wyborów samorządowych i wyborów europejskich, tez takich decyzji może jeszcze nie być"

– powiedział Smoliński.

Mętne tłumaczenie i słaba pamięć

Odpowiadał po nim Artur Łącki z Platformy Obywatelskiej, który stwierdził, że w rzeczywistości komisja jest niepotrzebna, ponieważ takie sprawy powinien wyjaśniać sąd, a nowa komisja będzie służyła do ataków politycznych. Przypomniano wówczas, że to przewodniczący Platformy Obywatelskiej wyszedł z propozycją o utworzeniu organu. Donald Tusk proponował, aby komisja zbadała rządy Zjednoczonej Prawicy, a problem pojawił się, gdy Prawo i Sprawiedliwości rozszerzyło jej zakres prac, także o rządzy PO-PSL.

Łącki odpowiedział, że jego zdanie zawsze było takie samo - tego typu sprawy powinien rozstrzygać sąd. Zaznaczono jednak, że publicznie nigdy się od stanowiska Platformy nie odciął.

Krytykę ze strony Łąckiego podzieliła posłanka Nowej Lewicy Karolina Pawliczak. Podobnie jak na początku maja stwierdziła, że gdyby PiS faktycznie chciałby zbadać rosyjskie wpływy to... zacząłby od roku 2005. Zapomniała jednak najwyraźniej, co sama mówiła w sprawie członków komisji. W dzisiejszej rozmowie oburzyła się, że członkami komisji będą członkowie PiS, z kolei 7 maja - również w programie "W Punkt" - jasno zadeklarowała, że Nowa Lewica nie oddeleguje do organu żadnego przedstawiciela.

"To jest potwierdzenie tego, o czym pan poseł (Łącki) wcześniej powiedział, czyli bezradności organów państwa"

– przekonywała. Odniosła się też do słów Smolińskiego i zarzuciła, że "komisja wchodzi w zakres ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej". Jej argumentację rozbił wiceminister Edukacji i Nauki Tomasz Rzymkowski. 

Litera prawa

"Przepisy postępowania administracyjnego nie tyczą się postępowań sądowo-administracyjnych" – zaznaczył. Podkreślił też, że "od każdej decyzji takiej komisji, każdemu obywatelowi będzie przysługiwała możliwość kontroli sądowej, dwuinstancyjnej. Najpierw przez Wojewódzki Sąd Administracyjny, a następnie przez Naczelny Sąd Administracyjny.

"Jakiekolwiek obawy, że decyzje tej komisji będą uderzać w polski porządek prawny, to uderzenie w cały udział sektora administracji publicznej w Polsce"

– stwierdził.

Pokaz demokratycznej opozycji

W programie poruszono także możliwość ingerencji i prowokacji Rosji w nadchodzące wybory w Polsce - co wielu ekspertów, a także prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński w rozmowie z "Gazetą Polską". Kazimierz Smoliński (PiS) zgodził się, że zagrożenie istnieje, jednak politycy powinni trzymać nerwy na wodzy, aby nie podburzać opinii publicznej. Natomiast Artur Łącki z PO stwierdził, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełneski będzie chciał użyć podobnych manipulacji, jak Władimir Putin.  

"Oczywiście, że takie zagrożenie istnieje i jestem przekonany, że Federacja Rosyjska  będzie robił coś, żeby wpływać w jakiś sposób na wybory w Polsce. Tak samo, jak będzie robiła Ukraina, żeby wpływać na wybory, żeby za dużo głosów nie otrzymała Konfederacja (...) Pan Wołodymyr Zełenski swoimi wystąpieniami w czasie kampanii będzie chwalił rządzących"

– stwierdził polityk Platformy. Na uwagę prowadzącej, że zrównanie wystąpień Zełenskiego z działaniami Federacji Rosyjskiej jest niestosowne, Łącki wręcz wybuchł.

"Czy to się nie zgadza z pani światopoglądem? Ja już powiedziałem, że pani raczej nie jest dziennikarz, tylko funkcjonariusz partii rządzącej. Ja tak uważam, dziwię się, że pani tak nie uważa. Bardziej się boję, że to rządzący będą nielegalnie wpływali na wybory w Polsce, dlatego, że łamią demokrację"

– mówił Łącki.

 Redaktor Katarzyna Gójska odpowiedziała, że po ponad 20 latach w zawodzie, takie uwagi wywołują jedynie pusty śmiech, jednak Łącki jako poseł Rzeczpospolitej nie ma prawa wykluczać jej jako dziennikarza. Polityk stwierdził, że "pani może wszystko, bo mieszka pani jeszcze w demokratycznym kraju, gdzie jest demokratyczna opozycja".

"Właśnie mieliśmy pokaz tej demokratycznej opozycji"

– skwitowała red. Gójska.

 



Źródło: Telewizja Republika, niezalezna.pl

#W punkt #Kazimierz Smoliński #Karolina Pawliczak #Artur Łącki

Mateusz Święcicki