- Sądzę, że to jest propozycja, która będzie procedowana w Parlamencie Europejskim, na tym poziomie - komentował pomysł niemieckiego kanclerza Tomasz Grodzki.
Zasada jednomyślności jak liberum veto
- Dyskusja na ten temat może być ciekawa, bo jeśli spojrzymy do jakiej tragedii doprowadziło nasz kraj liberum veto, czyli finalnie do rozbiorów i zniknięcia z mapy, to niewątpliwie pogłębiona dyskusja na temat zasady jednomyślności może się odbyć, ale jak znam młyny Unii Europejskiej, nie będzie to szybko i będzie poddane dogłębnej dyskusji
– dodał marszałek Senatu, używając historycznej analogii do czasów Rzeczpospolitej szlacheckiej.
Liberum veto było prawem do zrywania obrad sejmu z powodu protestu jednego posła. Nie musiał on podać powodu takiej decyzji. Jako pierwszy ten przywilej wykorzystał poseł Władysław Siciński w 1652 roku. Liberum veto zniesiono na mocy Konstytucji 3 Maja w 1791 roku.
Musiał: Chodzi o narodowe interesy
- To porównanie nie ma sensu. Liberum veto owszem, było szkodliwe, ale odnosiło się do prawodawstwa Rzeczpospolitej. Problemami ówczesnej szlachty były warcholstwo i korupcja. To doprowadziło, oprócz interwencji mocarstw, do zguby narodowej i zaborów. W przypadku zasady jednomyślności, Olaf Scholz chce uczynić z Niemiec głównodowodzącego na arenie europejskiej. Tymczasem to Berlin szkodził Ukrainie, dogadując się z Moskwą ws. kontraktów gazowych - najpierw Angela Merkel, a później przez chwilę tę politykę partnerstwa z Rosją kontynuował Olaf Scholz. Niewątpliwie zniesienie zasady jednomyślności będzie niekorzystne dla Polski i wszystkich państw regionu Europy Środkowo-Wschodniej, bo Niemcy i Francja będą mogły narzucać swoje rozwiązania. I to marszałek Grodzki akurat powinien wiedzieć
– komentuje w rozmowie z niezależną historyk prof. Bogdan Musiał.
- Przy zastosowaniu zasady jednomyślności nie ma mowy o korupcji, a jest zabieganie o narodowe interesy. To podstawowa różnica - dodaje badacz dziejów najnowszych.