Jeszcze kilka lat temu skręt w lewo wydawał się jedyną drogą dla Koalicji Obywatelskiej. Projekt radykalnych reform obyczajowych współbrzmiał z przekonaniem, że w strefie społeczno-gospodarczej należy przerwać „socjalistyczny” eksperyment Prawa i Sprawiedliwości. Kalkulacja po części wydawała się słuszna. Potężnie nagłośniony „czarny protest”, sondażowe sukcesy Rafała Trzaskowskiego, medialny rozgłos Campusu Polska zdawały się wskazywać, że Polskę czeka nie tyle dryf, ile rewolucyjny skok w lewo. W sprawach gospodarczych, choć pięćsetplusowa polityka wydawała się niepodważalna, pandemiczne hiper-regulacje, wzrost inflacji, kłopoty z wdrożeniem Polskiego Ładu kazały pytać, czy nie czas wrócić do bardziej wolnorynkowego modelu polityki gospodarczej. Donald Tusk w kampanii wyborczej w 2023 roku przedstawiał się jako gwarant liberalno-lewicowych zmian. Z jednej strony zapewniał, że „co dane, nie będzie zabrane”, z drugiej przekonywał, że tylko pod jego rządami Polska zagwarantuje sobie „obyczajową normalność”, bezpieczne miejsce w Europie i dalszy, harmonijny wzrost dobrobytu oparty na rynkowych regułach.
Nieudany eksperyment polityczny
Dziś jest już pewne, że mamy do czynienia z najbardziej nieudanym eksperymentem politycznym po 1989 roku. I to takim, który kosztuje nas zbyt dużo w niespokojnych czasach, gdy korekty są nie tylko czasochłonne, lecz także dokonują się pod gigantyczną geopolityczną presją. Narastający niepokój w ocenach da się bez trudu zauważyć także w mediach sprzyjających rządzącej koalicji. Co więcej, pod egidą Romana Giertycha i Tomasza Lisa, z bardzo dużym wsparciem TVN, „Gazety Wyborczej”, po części także OKO.PRESS, władza doczekała się obozu coraz bardziej destrukcyjnej krytyki we własnych szeregach. Tragikomiczne jest to, że duża część tych środowisk, choć operuje mocno antypisowską retoryką, mimowolnie potwierdza to, co od dawna mówimy o trzynastogrudniowcach w „Gazecie Polskiej” i TV Republika. Nieudolność w fundamentalnych kwestiach, brak sprawczości wszędzie tam, gdzie w grę wchodzi coś więcej niż wendetta na przeciwnikach, ideowa mimikra, brak jakiejkolwiek wizji przyszłości Polski w zmieniającym się świecie, niespójność działań rządu, rozdrobnionego między kiepsko współpracujące frakcje, koalicyjne sprzeczności są dziś oczywistością nawet dla tych, którzy budowali mit technokraktycznych liberałów, merytorycznej lewicy i sprawnych administratorów z PSL.
Codzienna publicystyka skupia się na bieżących analizach tego stanu rzeczy. Jedni debatują o personaliach, inni o wydarzeniach, jeszcze inni o memach. W gruncie rzeczy mamy do czynienia z głębokimi procesami społecznym, w znacznej mierze o globalnym charakterze. Na naszych oczach zmieniają się cywilizacyjne i geopolityczne paradygmaty, czyli wielkie nurty ideowe, metapolityczne, cywilizacyjne. W naszym regionie w dużej mierze odpowiada za to niemiecka polityka ośmielania Rosji i migracyjnej dezintegracji unijnych granic, która swoje apogeum osiągnęła w czasach kanclerz Angeli Merkel. Wszyscy pamiętamy słowa Michała Kamińskiego, który w Polsat News szydził z polityków Koalicji Obywatelskiej, że w wieczór wyborczy dwugodzinnego prezydenta RP Rafała Trzaskowskiego tańczyli na własnym pogrzebie.
Kpiny Tuska z referendum
Ta metafora ma znacznie głębszy sens, znacznie szerszy zasięg. Lewica i liberałowie przegapili własną ideologiczną zapaść, a może nawet ideową śmierć, którą sprowadził na nich niemiecki egoizm polityczny. To zapaść/śmierć polityki demoliberalnej w jej skrajnie optymistycznej wersji: z posuniętym do granic absurdu „prawoczłowiekizmem”, hiper-tolerancją jako rzekomo największą cnotą społeczną, świętym spokojem między państwami jako wyimaginowaną geopolityczną stałą. Polscy liberałowie, w wygodnych dla siebie sprawach zapatrzeni w Zachód, długo byli przekonani, że jedyna kompetencja władzy to nie przeszkadzać się bogacić jeszcze bogatszym; młoda i stara lewica dodawała, że do tego trzeba dodać spory pakiet obyczajowych swobód. Dziś wiemy, że to tak nie działa. I że pogubili się w tym i liberałowie, i lewica.
Jeszcze półtora roku temu Donald Tusk mógł kpić, że „uroczyście unieważnia” referendum rozpisane przy okazji wyborów parlamentarnych.
Referendum, przypomnijmy, stawiało bardzo ważne pytania dotyczące polskiej suwerenności, na czele z kwestiami migracyjnymi. Zwolennicy lidera dzisiejszych trzynastogrudniowców rechotali wówczas w najlepsze, szczególnie gdy udało im się spiąć dysfunkcyjną koalicję i przejąć władzę w Polsce.
W 2025 roku widać już, że PiS wykonał bardzo dobry ruch do przodu, lepiej oceniając geopolityczną sytuację i kierunki zachodzących nie tylko w Polsce zmian. Niemcy wycofały się ze skrajnie nieodpowiedzialnej polityki migracyjnej, tyle że kosztem swoich sąsiadów. Za oceanem zwyciężył Donald Trump, co okazało się dobrą wiadomością dla Polski (choćby ze względu na presję, jaką prezydent USA zaczął wywierać na państwa NATO), ale bardzo złą dla rządu Tuska.
Wieści z kolejnych europejskich krajów wskazują, że liberalno-lewicowe elity znajdują się w defensywie. Wciąż rządzą, wciąż mają zasoby, ale ich pozycja strukturalnie nie była jeszcze nigdy tak zagrożona. Wzrost europejskich partykularyzmów sprawił, że buńczuczne wypowiedzi lidera trzynastogrudniowców, że „nikt w Europie go nie ogra”, okazały się funta kłaków warte. W Polsce wzrasta poparcie dla partii prawicowych. Również dla tych, które nie okazują już nawet minimum grzeczności i szacunku liberalnym i lewackim autorytetom. O ile bowiem „stara centroprawica”, wbrew histerii i połajankom salonów, dbała o poprawne relacje ze swoimi adwersarzami, o tyle młodsze pokolenie polityków prawicy gra znacznie bardziej twardo.
Widać to także w relacji do liberalnych mediów – ich funkcjonariusze stracili status świętych krów, rzekomych arbitrów elegancji rodzimej rzeczywistości.
Niemcy i demony historii
Wspomniałem na początku, że ustrój demoliberalny wymaga od rządzących, by przekonywali jak najszersze masy, że wszystko jest w najlepszym porządku z otaczającym światem. Lewicowo-liberalne partie na naszym kontynencie uczyniły z tego swój dogmat po upadku Sowietów i w czasach rozszerzania Unii Europejskiej. Zostawmy na boku rozważania, na ile było to pragmatyczne, na ile naiwne, na ile cyniczne. Ale to jest już przeszłość.
Niemcy, główni beneficjenci tej filozofii i praktyki politycznej, która pomagała im budować Mitteleuropę, także kosztem interesów III RP, swoją zachłannością i ślepotą doprowadzili cały projekt do kryzysu. Pod płaszczykiem ochrony interesów całej Europy forsowali własne partykularne biznesy geoekonomiczne, pomagając Władimirowi Putinowi umacniać autorytarny kurs. Presja migracyjna z czasem doprowadziła do tego, że partykularne interesy poszczególnych unijnych państw zaczęły znaczyć coraz więcej i więcej. Można zaryzykować tezę, że Niemcy znów wypuścili z puszki demony historii – choć innymi sposobami niż blisko 100 lat temu.
Demoliberalny święty spokój przestał być odpowiedzią na wszystko, gdy nowe napięcia społeczne i ideowe dały o sobie znać z całą siłą. W 2025 roku jest już pewne, że także polskie społeczeństwo na nowo zaczęło definiować swoje potrzeby, perspektywy, aspiracje. I że zaczęło krytyczniej postrzegać liberalne, lewicowe, unijne/niemieckie pomysły na Polskę. Szczególnie gdy rząd zaczął się gremialnie kojarzyć opinii publicznej z brakiem sprawczości, marnotrawstwem pieniędzy podatników i czasu danego Rzeczypospolitej na konieczne zmiany. Donald Tusk stał się politycznym dinozaurem znacznie szybciej, niż można było się tego spodziewać. I najpewniej tym razem solidnie już za to politycznie oberwie.
Obchody 81. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego | Powązki, Warszawa
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) August 1, 2025
Wzruszające chwile, hołd oddany Bohaterom i wspólna pamięć pokoleń.
Zobacz galerię zdjęć z dzisiejszych uroczystości na naszym profilu - https://t.co/FrOR7zhraC#PowstanieWarszawskie pic.twitter.com/OXUMIEXV6L