Liczą na to, że po wizycie wiceprezydenta Vance’a w styczniu, a później być może prezydenta Trumpa będzie można działać po staremu przy pomocy PRL-owskich staruchów. To naprawdę jest kupa śmiechu, a nie żaden poważny manewr – ocenił w rozmowie z Niezalezna.pl były działacz opozycji antykomunistycznej Krzysztof Wyszkowski, komentując uchwalenie ustawy „incydentalnej”, która powierza decyzję o uznaniu wyborów prezydenckich sędziom powołanym w czasach PRL.
Głosami Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Razem, Sejm uchwalił w piątek tzw. ustawę incydentalną, która ma odebrać Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN kompetencje do orzekania o ważności wyborów prezydenckich. Według nowej ustawy, kompetencja ta miałaby być oddana w ręce piętnastu sędziów SN najstarszych stażem.
Tak się składa, że zdecydowana większość wskazanych w ustawie sędziów została powołana na urząd przez komunistyczną Radę Państwa, a wielu z nich, to byli członkowie Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Według inicjatorów ustawy „incydentalnej” mieliby oni dawać większą rękojmię niezależności i bezstronności niż sędziowie powołani w demokratycznej procedurze przez prezydenta Andrzeja Dudę.
Zdaniem Krzysztofa Wyszkowskiego, jest to „sięgnięcie po starych sędziów formowanych mentalnie, politycznie, duchowo w czasach totalitaryzmu PRL-owskiego”. - Jeden z tych najstarszych powołany został zdaje się w 1982 r. w stanie wojennym, no więc taki sługa wierny, typowy „jaruzelszczyk” – powiedział.
- Sięgnięcie po takich ludzi pokazuje ich bezbronność w stosunku do normalnych sędziów. Kwestionowanie sędziów powołanych przez prezydenta Dudę jest absurdalne i bezczelne, ale fakt, że oni chcą sięgnąć po ludzi z PRL-u i na nich budować swoją własną pozycję pokazuje w jakiejś mierze bezbronność
- dodał.
Wyszkowski zaznaczył, że nie wierzy w wejście w życie przegłosowanej w piątek ustawy. - Ale wydaje się, że obecnie jeszcze oni się łudzą, że uda im się przetrwać te wybory prezydenckie, jeżeli wygra kandydat niezależny. To zbudowane jest na takim pomyśle, że oni wtedy te wybory unieważnią, że mają swoich PRL-owskich sędziów, sięgną po nich i tamci im pomogą – ocenił.
- To jest złudzenie, to są takie naiwne dosyć pomysły i nieprzepracowane jeszcze po inauguracji prezydenta Donalda Trumpa. Dzisiaj wiadomo, że takie rzeczy już nie przejdą, nie tylko w stosunkach z Ameryką, ale też w stosunkach europejskich, bo także Europa się zmienia
- zauważył.
Zwrócił uwagę, że obecnie „mamy do czynienia ze śmieszną sytuacją, kiedy Niemcy i Francuzi robią z Tuska głównego przeciwnika Ameryki – takiego „antyDonalda” - a sam Tusk się kreuje na polskiego Trumpa”. - To jest kabaret, ale oni w tym szale i w jakimś upadku duchowym szukają jakichś narzędzi ostatecznych, które by umożliwiły im przetrwanie, w sytuacji, kiedy wybory (co wydaje się dzisiaj coraz bardziej prawdopodobne) będą mieli absolutnie przegrane i będą musieli stanąć wobec przełomu politycznego w Polsce – tłumaczył Krzysztof Wyszkowski.
- Do wyborów prezydenckich odbędzie się jeszcze wiele przemian społecznych, a skoro notowania rządu i wiele innych wskaźników lecą gwałtownie w dół, no to znaczy, że ta sytuacja będzie postępować
- dodał.
Nie wykluczył, że politycy koalicji 13 grudnia, którzy przeforsowali w Sejmie ustawę „incydentalną” mogą liczyć na to, że „po wizycie wiceprezydenta Vance’a w styczniu, a później być może prezydenta Trumpa będzie można działać po staremu przy pomocy PRL-owskich staruchów” - To naprawdę jest kupa śmiechu, a nie żaden poważny manewr – ocenił.
- Z jednej strony oczywiście trzeba to bardzo ostro skrytykować i wskazać na PRL-owskie korzenie Tuska, bo on został namaszczony do polityki przez ludzi, którzy dawali mu pieniądze na kampanię z pieniędzy ukradzionych z FOZZ. Ale tak naprawdę oni nie mają już gdzie uciec. To, że się miotają, że próbują tak dziwacznych formuł, jak ta propozycja Hołowni, pokazuje, że są w kompletnym rozpadzie
- podsumował Krzysztof Wyszkowski.