- Był taki moment tego zajścia, że po prostu się przestraszyłem, że on może zrobić coś gorszego. Że może wyjąć nóż albo inne niebezpieczne narzędzie i po prostu mnie czymś ugodzić. Było w jego wzroku i twarzy bardzo dużo obsesyjnej nienawiści – mówi w rozmowie z "Gazetą Polską Codziennie" Stanisław Karczewski, opisując brutalną napaść, której stał się ofiarą.
Panie Marszałku, został Pan napadnięty. Mógłby Pan opisać, co się stało?
Człowiek rozpoznał mnie w sklepie wielkopowierzchniowym. Najpierw zaatakował mnie werbalnie. Podszedł do mnie na niebezpieczną odległość. Był niezwykle agresywny i pełny nienawiści. W jego wzroku była bezwzględna, obsesyjna nienawiść. Ja się go przestraszyłem, więc oddzieliłem nas wózkiem do robienia zakupów i postanowiłem nagrać jego tyradę. Obrażał mnie, prezesa, partię i rząd.
Miał konkretne zarzuty?
Nie. Krzyczał: „Zniszczyliście Polskę” itd. Dodatkowo był bardzo wulgarny. Nie będę go cytować, ale w sposób bardzo wulgarny zachęcał do wyjazdu z Polski. Słowo, które robiło karierę w czasie strajków pani Marty Lempart, powtarzał niemal w kółko.
Co było potem?
Chciałem go nagrać i po tym jak wyjąłem telefon, on mi go wytrącił z ręki. Popchnął mnie, ale się nie przewróciłem. Podniosłem telefon, ale znów wytrącił mi go z ręki. Następnie mnie popchnął tak mocno, że się przewróciłem. Potem się oddalił. Był taki moment tego zajścia, że po prostu się przestraszyłem, że on może zrobić coś gorszego. Że może wyjąć nóż albo inne niebezpieczne narzędzie i po prostu mnie czymś ugodzić. Było w jego wzroku i twarzy bardzo dużo obsesyjnej nienawiści.
Napisał Pan na Twitterze, że „bojówki Tuska posuwają się do najgorszych czynów”. Dlaczego użył Pan takich słów?
Po pierwsze, człowiek naruszył moją nietykalność cielesną. Po drugie, napastnik mówił w zasadzie to samo co Donald Tusk, tylko w sposób niebywale agresywny. Mam wrażenie, że to wychowanek lidera PO, który przecież mówił o rozwiązaniach siłowych wobec prezesa NBP i prezes TK. Niestety takie wypowiedzi wywołują najgorsze instynkty u fanatycznych zwolenników. Powtórzę jeszcze raz, że był taki moment, w którym bardzo się przestraszyłem tego człowieka. Po zajściu długo nie mogłem dojść do siebie. Byłem bardzo roztrzęsiony. Nie mam wątpliwości, że język, którym mówi się o szarańczy, dożynaniu watahy, uderzaniu sztachetą i wyrzucaniu przez okna, niestety zbiera swoje żniwo.
W poniedziałkowym wydaniu #GPC:
— GP Codziennie (@GPCodziennie) December 18, 2022
-#JanPzemyłski: Gigantyczna forsa z niewiadomego źródła dla Sikorskiego
-@haniashen: Możemy skorzystać na współpracy z Tajwanem
-#BerlińskieEspresso: Jak arabski klan zwrócił gwiazdę Orderu Orła Białego
Czytaj na » https://t.co/pVhIB4XoR4 pic.twitter.com/tUznnMzh8t