Czy ktoś pamięta jeszcze – w końcu było to niewiele ponad półtora roku temu – pychę uśmiechniętej władzy i jej buńczuczne zapowiedzi? Zachwyt jej zagranicznych patronów, obietnice składane wyznawcom, że oto nadchodzi świt nowej ery? W tym kontekście dzisiejsza uśmiechnięta Polska to obraz nędzy i rozpaczy, a jej przywódca jest już – w porównaniu do pozycji, jaką miał w październiku 2023 roku – po prostu politycznym trupem. Możemy jednak być pewni, że Donald Tusk nie podda się bez walki.
Powrót do przeszłości
Powrotu Tuska sprzed października 2023 roku nie będzie. Tamta postać już nie żyje. Odpowiedzialne za jej śmierć są, z jednej strony, pogarszająca się sytuacja w Polsce i degeneracja obozu władzy, z drugiej – co zapewne jeszcze ważniejsze – niekorzystny, z perspektywy Tuska, układ geopolityczny związany z wygraną Trumpa w USA. Ostateczny cios premierowi zadała porażka Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich. Żeby uśmiechnięty premier przetrwał, musi jednak powrócić zza grobu, spróbować ponownie przywołać, chociaż już jako polityczne zombie, część emocji, które wyniosły go do władzy. Jednym ze sposobów, w jaki próbuje to uzyskać, jest urządzenie Polsce swoistego „powrotu do przeszłości”. Zamiast jakiejkolwiek próby konfrontacji z aktualnymi wyzwaniami, jakie stoją przed naszym krajem, naszą debatę publiczną ponownie organizuje polityczna propaganda sprzed miesięcy, a nawet lat. To za jej pomocą Tusk usiłuje się „odświeżyć” i na nowo pokazać swoją siłę oraz legitymizować swoją władzę. Zresztą w żaden sposób tego nie ukrywa. Przecież tak właśnie uzasadniał nominację Żurka, wprost stwierdzając, że przez ostatnie kilkanaście miesięcy się nie udało, więc czas wrócić do początku i ponownie zacząć rozliczać PiS. Tusk usiłuje też na nowo rozgrzać swój elektorat i media, atakując Antoniego Macierewicza, odbierając mu immunitet, przywołując temat Smoleńska. To, jak bardzo zależy na tym uśmiechniętemu premierowi, widać było po intensywności i niebywałym chamstwie ataków funkcjonariuszy TVN-u, podczas ostatniej konferencji wspomnianego polityka PiS-u.
Warto też zauważyć, że już teraz wierni cyngle medialni PO przygotują jeszcze jeden element narracyjny wyciągnięty z przeszłości – otóż ponownie Polska staje się dyktaturą. Osuwa się w nazizm i faszyzm, konieczne staje się zakładanie powstańczych oddziałów, schodzenie do podziemi, walka z brunatnymi bojówkami. „Drobna” nieścisłość związaną z faktem, że wciąż rządzi Tusk i jego obóz władzy, nie jest żadnym problem dla narracji Platformy i jej mediów. Albowiem tym dyktatorem, odpowiedzialnym za całe zło w Polsce (i de facto trzymającym ją w swoim żelaznym uścisku), okazuje się prezydent Nawrocki.
I to właśnie odpowiednio propagandowo opisany konflikt z nowym prezydentem będzie najważniejszym elementem reanimacji Tuska.
Zaspokoić fanatyków
Ten powrót do przeszłości jest możliwy tylko przez konsekwentne umacnianie pozycji Silnych Razem jako podstawowego „targetu” polityki Tuska i zaspokajanie ich emocji. To oni mentalnie tkwią nadal w czasach sprzed października 2023 roku. To oni są narzędziem, za pomocą którego Tusk może jeszcze niszczyć debatę publiczną, zastępując jakąkolwiek realną rozmowę o państwie wrzaskiem i histerią. Są mu niezbędni, żeby mógł terroryzować nie tylko swoich przeciwników, lecz także sojuszników, uzyskując ich „lojalność”. Dziś już tylko fanatyzm, nienawiść do PiS-u i uwielbienie dla Tuska cechujące Silnych Razem może pozwolić premierowi do pewnego stopnia odzyskać dawną pozycję. To właśnie takie emocje, za pomocą swoich mediów (większość ich pracowników zresztą to już od dawna klony „Babci Kasi” i Szczurka), spróbuje zaszczepić reszcie społeczeństwa. Stąd też gesty takie jak mianowanie Żurka czy próba rozgrzania betonowego elektoratu, rzucając się do ataku na Macierewicza, polityka, którego nienawidzą chyba równie mocno co Kaczyńskiego. Jednak sam Macierewicz nie wystarczy, zwłaszcza że nawet wśród Silnych Razem pojawiają się głosy krytyczne względem Tuska. Uśmiechnięty premier musi więc się im na nowo pokazać, w sposób zgodny ze schematem myślenia, który sam, wraz z Giertychem i mediami takimi jak „GW”, TVN czy ich klony, zaszczepił ich trwającą całe lata propagandą. Do tego niezbędny jest mu właśnie Nawrocki. Najbardziej charakterystycznym bowiem elementem tożsamości Silnych Razem jest rodzaj wyjątkowo infantylnego manicheizmu. Skrajnie populistyczna i uproszczona wizja świata, wyraźnie podzielonego na obiektywne dobro i ostateczne zło. Powrót do tego typu prymitywnej retoryki Tusk wyraźnie zasygnalizował w „przemówieniu”, które nagrał dla swoich zwolenników z okazji inauguracji prezydentury Nawrockiego. Mamy tam typowy dla sekty Giertycha bełkot, idealny melanż zdziecinnienia, głupoty i agresji. Tusk nie przedstawia żadnych argumentów, za to prostacko gra na emocjach odbiorców. Najważniejszy przekaz jego wystąpienia brzmi, że rozumie on „smutek” swoich wyborców, bo dziś „przegrała uczciwość, dobro i miłość”. To nie jest język debaty politycznej, to słowa guru sekty. Manipulatora, który chce jednego – wzbudzić skrajne emocje.
Równorzędny przeciwnik?
Tego typu populistyczna, manichejska propaganda, aby się utrzymać, musi ogniskować się wokół zrozumiałych symboli i być maksymalnie uproszczona. W tym świecie najważniejszą pozycję pełni wróg. To on warunkuje boskość swojego przeciwnika i jego mesjańską pozycję. Im potworniejszy będzie więc Nawrocki, im większy będzie z niego faszysta, kibol, nazista, im bardziej skrajna i pozbawiona argumentów, za to skupiona na jak najostrzejszych inwektywach będzie atakująca go propaganda, tym wspanialszy okaże się jego przeciwnik, jedyny, który jest w stanie go powstrzymać. Mowa oczywiście o mesjaszu z Brukseli, Donaldzie Tusku. Totalna wojna z prezydentem jest więc dla uśmiechniętego premiera koniecznością, jeśli chce przetrwać.
W zagraniu takiej roli Tuskowi pomaga nie tylko sama konstrukcja PO, skrajnie wodzowska, lecz także, co jeszcze ważniejsze, wyjątkowa marność współczesnego liberalizmu, którego uśmiechnięty premier jest idealnym reprezentantem. Ten prąd „intelektualny” (użycie tu cudzysłowu jest konieczne) jest bowiem aktualnie w stanie skrajnej degeneracji.
To infantylny populizm, pozbawiony jakichkolwiek postulatów i argumentów, czysta doktryna władzy, gotowa chwycić się każdej idei, jeśli się przyda.
Sprowadzająca wyborców do roli sekciarzy z wypranymi mózgami. W przestrzeni, w której nie liczą się żadne wartości, w której nie istnieje żaden program polityczny, centralna staje się figura wodza. A nie ma na ten moment nikogo, kto mógłby zastąpić Tuska. Mamy więc do czynienia z rodzajem ponurej symbiozy – Tusk, by legitymizować swoją władzę, potrzebuje tego skrajnie aideowego populizmu, nazywanego dziś liberalizmem, zaś wspomniany populizm i jego reprezentanci potrzebują Tuska. Warto jednak za każdym razem, gdy uśmiechnięty premier będzie się ustawiał jako równorzędny przeciwnik Nawrockiego, przypominać mu to, co mogliśmy zaobserwować podczas zaprzysiężenia. Te gigantyczne tłumy, te niesamowite emocje – to naprawdę potężny mandat demokratyczny, który dostał właśnie nowy prezydent. Tusk zaś jest już tylko szefem rozpadającego się koalicyjnego rządu, którego większość Polaków (których liczba wciąż wzrasta) nie chce na tym stanowisku. Trzeba mu o tej smutnej dla niego prawdzie regularnie przypominać.
😂 Więcej memów na https://t.co/7rcKm58nkm pic.twitter.com/IbgNoPbZac
— Niezalezna.PL (@niezaleznapl) August 14, 2025