USAID – Agencja Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego – miało służyć bardzo szlachetnym celom, w tym szerzeniu demokracji na świecie. Tak było przez dekady. Jednak ostatnie lata spowodowały, że organizacja ta może wręcz zniknąć w niesławie, o ile nie zostanie zupełnie zmieniona. Jej budżet, około 50 mld dolarów, jest porównywalny do tajnych wprawdzie, lecz mniej więcej oszacowanych funduszy CIA. I co ciekawe, CIA ma wiele ograniczeń, którymi USAID nie musiało się przejmować.
Rządowe agencje Stanów Zjednoczonych mają ogromne możliwości, których choćby ze względu na wielkość budżetu nie odczuwają agencje innych państw. To wyjątkowo skuteczne narzędzia w realizacji amerykańskiej polityki. Można w dowolnym kraju wpływać na media, biznes, rządy i sądownictwo. Robią to kraje demokratyczne i autorytarne. Różnice polegają na definicji interesu narodowego i narzucanych sobie ograniczeniach. W czasach komunizmu istniała pełna zgodność co do tego, czym są interes Stanów Zjednoczonych i amerykańskie wartości. Trzeba było pomóc obalić komunę i szerzyć, gdzie się da, demokrację.
Upadek komunizmu zmusił USA do przedefiniowania celów ich polityki zagranicznej, co moim zdaniem od wielu lat nie jest zbyt klarowne. Jednak to mniejszy problem. Większym była inwazja lewackich ideologii na rządowe agencje. Realizacja tych pomysłów była skrajnie sprzeczna z interesami USA, a ostatecznie obróciła się przeciw demokracji. Apogeum tej inwazji dokonało się za Joego Bidena. Już lata wcześniej było widać, że w zachodniej cywilizacji rośnie ruch protestu przeciwko lewackim eksperymentom typu „zielony ład”, otwieranie granic na niekontrolowaną imigrację, niszczenie tradycyjnej struktury społeczeństwa, walka z chrześcijaństwem itd. Biden przejął władzę rzutem na taśmę i chyba niezbyt uczciwie. Dał zielone światło do zwalczania konserwatywnych elit. W czasie jego prezydentury setki miliardów dolarów poszły na zniszczenie demokracji tam, gdzie w normalnych wyborach mogły wygrać konserwatywne rządy. Do rządowych pieniędzy doszły jeszcze nieformalne działania poprzez istniejące aktywa.
Skutek był taki, że na przykład w Polsce wprawdzie bardzo proamerykański i jednocześnie konserwatywny PiS wygrał po raz trzeci wybory, ale nie dopuszczono go do władzy. Jestem przekonany, że wielobarwną koalicję, na czele której stoi obecnie Donald Tusk, konstruowano przy pomocy amerykańskiej ambasady. Sytuacja o tyle dziwaczna, że Tusk realizuje agendę niemiecką, sprzeczną z interesami USA. Ale tak wygląda ideologiczne szaleństwo.
Wiceprezydent USA J.D. Vance w Monachium świetnie podsumował to, co dzieje się obecnie w Europie: zagrożenie demokracji i wolności słowa, łamanie podstawowych praw człowieka. Jeszcze lepiej sytuację w Polsce nakreślił kilka godzin wcześniej konserwatywny dziennik „Washington Times”. A w tym samym czasie w szczegółach opisał to Mike Benz, były urzędnik Departamentu Stanu, w wielogodzinnym wywiadzie udzielonym Joemu Roganowi. Czasem miałem wrażenie, że wręcz mówili o tym, co spotyka nasze media: cenzurze, zastraszaniu reklamodawców, poniżaniu ludzi za ich poglądy – o tym wszystkim, co nas spotkało od usadowionej tu przez Berlin i Bidena ekipy Tuska. Podpisuję się pod zdecydowaną większością tych twierdzeń. Jest jeden mały problem: fajnie, że Amerykanie zauważyli, co tu się dzieje, ale jeszcze muszą po sobie posprzątać.
Już jest❗️ Nowy numer tygodnika #GazetaPolska❗️
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) February 19, 2025
Więcej na https://t.co/ZvUGL4Jq7k oraz https://t.co/vddxidEUpT pic.twitter.com/X63IDCbVHW