Mariusz Kamiński wrócił na salę obrad komisji do sprawy wyborów korespondencyjnych. W międzyczasie Waldemar Buda mocno skrytykował przewodniczącego organu Dariusza Jońskiego. Wytknął mu usiłowanie robienia medialnego show.
Mariusz Kamiński opuścił posiedzenie komisji śledczej ds. wyborów korespondencyjnych. Były szef CBA był atakowany i prowokowany przez przewodniczącego komisji Dariusza Jońskiego (PO). Joński wypytywał Kamińskiego, czy na spotkaniu z premierem Morawieckim "był pijany". Po opuszczeniu sali przez posła PiS Joński zarządził 15 minut przerwy.
Głos w trakcie niej próbował zabrać Waldemar Buda, jednak jego mikrofon był wyłączany. Po kilku próbach jednak udało mu się wypowiedzieć.
"Każdy z państwa powinien włączyć nagrane obrad i obserwować to, co wydarzyło się i do czego doprowadził przewodniczący Dariusz Joński. Sprowokował świadka. Doprowadził do sytuacji, w której świadek po prostu wyszedł i dzisiaj nie możemy kontynuować pracy wyłącznie z winy przewodniczącego"
Buda oznajmił, że "chęć bycia w mediach" Jońskiego "powoduje, że my normalnie tutaj nie możemy pracować".
"Jego nastawienie od samego początku rozpoczęcia prac komisji, przesłuchiwania świadka Kamińskiego właśnie miało to na celu - sprowokować świadka. Powoływał się na wypowiedzi, których żaden ze świadków później nie potwierdził tylko po to, żeby zaburzyć pracę komisji"
W jego ocenie "tu nie chodzi o żadne fakty, tu nie chodzi o żadne ustalanie prawdy, tu chodzi o prowokacje".
Po pewnym czasie poseł Kamiński wrócił na salę obrad. Po powrocie Buda zwracał uwagę Jońskiemu, by miał "minimum honoru" i przeprosił świadka, lecz Joński tego nie zrobił. Nie powrócił jednak do pytania o "bycie pijanym".