Adam Bodnar podjął decyzję o "odwołaniu" prezesa Sądu Apelacyjnego w Warszawie mimo iż nie zgodzili się na to członkowie kolegium sądu. - Minister sprawiedliwości sobie uznał, że co z tego że nie ma zgody kolegium, skoro sobie mogą kolejnego fikołka wymyślić. Praworządność level hard - napisał na portalu X Michał Woś z Suwerennej Polski.
Minister sprawiedliwości prokurator generalny Adam Bodnar skierował do Piotra Schaba, prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie pismo, w którym poinformował, że "odwołuje go" z pełnionej funkcji.
Argumentacja? Delikatnie mówiąc - oryginalna. Bodnar w swoim piśmie wskazał, że "kolegium SA w Warszawie, po przedstawieniu przez Ministra Sprawiedliwości uzasadnionego zamiaru odwołania prezesa SA w Warszawie, w trzydziestodniowym terminie nie przedstawiło negatywnej opinii wobec zamiaru odwołania, gdyż za taką opinię nie może być uznana sama informacja o wyniku głosowania na posiedzeniu kolegium". Bodnar podkreślił też, że "wobec nieprzedstawienia przez kolegium wymaganej opinii w ustawowym terminie, minister sprawiedliwości stał się uprawniony do odwołania sędziego Piotra Schaba z funkcji prezesa Sądu Apelacyjnego w Warszawie".
Do treści pisma Bodnara odnieśli się na portalu X politycy Zjednoczonej Prawicy.
"Prezes Sądu Apelacyjnego w Warszawie według ministra Adama Bodnara został odwołany, bo - UWAGA - „wynik głosowania” (nie po myśli A. Bodnara) nie jest „przedstawieniem opinii”. Żeby odwołać prezesa musi być pozytywna opinia kolegium sądu. W SA była negatywna opinia. Do MS poszły wyniki głosowania, a MS sobie uznał, że co z tego że nie ma zgody kolegium, skoro sobie mogą kolejnego fikołka wymyślić"
Z kolei Sebastian Kaleta wskazał, że "Sędziowie SA w Warszawie negatywnie zaopiniowali wniosek min. Adama Bodnara, więc ten uznał, że nie zaopiowali jego wniosku w ogóle".
"To jest ordynarne łamanie prawa i kolejny level w stosowaniu doktryny Bodnara czyli Doktryny nieistnienia"