Donald Tusk 4 czerwca zorganizował wiec poparcia dla swojej władzy. Jego prawo i uczestników do absurdalnych demonstracji – bo mając w ręku większość państwowych instytucji, w tym służby specjalne i prokuraturę, a także ogromną część mediów, z których część robi w ostatnich miesiącach za pas transmisyjny rządu, trzeba nazwać ten pomysł abstrakcyjnym.
Wiece poparcia dla władz odbywały się za PRL: czy to za towarzysza Wiesława, czyli Władysława Gomułki, czy na cześć Edwarda Gierka. Donald Tusk najwyraźniej idzie w ich ślady. Gdy lider KO, będąc w opozycji, organizował antypisowskie marsze, Jarosław Kaczyński nie organizował analogicznych wydarzeń, by nie narazić się na powyższy zarzut. Sam premier nie ukrywa, że mobilizuje wyborców na wiec poparcia dla swojego gabinetu. „4 czerwca na placu Zamkowym w Warszawie i 9 czerwca przy urnach w całej Polsce pokażmy, że nam wciąż bardzo zależy” – zaapelował Tusk. Tak to jest, gdy nie ma się wizji ani pomysłów na rządzenie. Wtedy robi się z siebie PRL-owskiego kacyka.