Stałem w tłumie ludzi, którzy przemówienia Jarosława Kaczyńskiego musieli słuchać w Ogrodzie Saskim – poza obrębem pl. Piłsudskiego, gdzie odbywały się uroczystości. Ludzie nie mogli wejść, choć mieli przepustki, a na placu było pełno miejsca. Na wszystko patrzył z fotografii śp. Lech Kaczyński, którego zdjęcie podpisane „Tarnów” ustawiono na jednym z posągów w Ogrodzie. Zapewne portret należał do kogoś, kto nie miał już siły się użerać z funkcjonariuszami i sobie poszedł. Podobnych historii jest wiele. Oby wyciągnięto wnioski, bo gdy w całej Polsce opadnie zapał, skutki mogą być opłakane.