Przedwojenna Warszawa stale budzi zainteresowanie i tęsknotę. W ciągu kilku ostatnich lat powstały liczne filmy i obrazy, które mają uzmysłowić młodemu pokoleniu, jak wyglądała stolica Polski przed II wojną światową, zanim zniszczyły ją dwie okupacje: niemiecka i sowiecka. W internecie działa kilka stron zbierających przedwojenne fotografie i porównujących je ze stanem obecnym. Ciągle toczą się również dyskusje nad przywróceniem stolicy dawnego blasku, czego początkiem ma być odbudowa pałacu Saskiego. Jak na razie nie ma w tym kierunku żadnych działań, odbudowa miałaby bowiem kosztować co najmniej 200 mln zł. Próbę odbudowy pałacu Saskiego podjął jako prezydent Warszawy prof. Lech Kaczyński. Wybrano już nawet generalnego wykonawcę inwestycji – firmę Budimex Dromex SA. Jednak w 2008 r. odbudowy zaniechała kolejna prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Pałac Saski to tylko jeden z najjaskrawszych przykładów bestialstwa nazistów. W czasie II wojny światowej budynek był siedzibą sztabu hitlerowskiego. Został wysadzony w powietrze w dniach 27–29 grudnia 1944 r. Przypomnijmy, że trzy tygodnie później do w dużej części wyburzonej Warszawy wkroczyli Sowieci.
Warszawa – główny problem nazistów
Naziści od początku okupacji nie ukrywali, że chcą pozbawić Warszawę prestiżu. Stolica Polski miała zostać zdegradowana do roli miasteczka powiatowego. Die neue Deutsche Stadt Warschau według koncepcji urbanistycznych miało 10-krotnie zmniejszyć swoją powierzchnię i liczbę mieszkańców. Niemcy zakładali, że po lewej stronie Wisły będzie zamieszkiwało 130 tys. ich rodaków, których rzeka będzie oddzielała od 30 tys. Polaków. Ponadto planowano zniszczenie Zamku Królewskiego, by w jego miejscu umieścić Halę Kongresową NSDAP.
Plan zniszczenia Warszawy stworzony w 1940 r. najpełniej zaczęto realizować w czasie Powstania Warszawskiego. Raport o stratach wojennych Warszawy wspomina słowa Heinricha Himmlera z 21 września 1944 r.: „Z historycznego punku widzenia czyn Polaków jest błogosławieństwem, pokonamy ich w ciągu pięciu–sześciu tygodni. Wówczas jednak Warszawa, stolica, centrum tego 16–17-milionowego narodu Polaków, zostanie zlikwidowana, narodu, który od 700 lat odgradza nas od Wschodu i od pierwszej bitwy pod Grunwaldem ustawicznie nam przeszkadza. Tym samym z historycznego punktu widzenia problem Polski dla naszych dzieci, dla wszystkich, którzy po nas przyjdą, a nawet już dla nas, przestanie być istotnym problemem”. Po upadku powstania Himmler podkreślał, jak ma wyglądać tworzenie nowego ładu. – To miasto ma całkowicie zniknąć z powierzchni ziemi i służyć jedynie jako punkt przeładunkowy dla transportu Wehrmachtu. Nie powinien pozostać kamień na kamieniu. Wszystkie budynki należy zburzyć aż do fundamentów. Pozostaną tylko urządzenia techniczne i budynki kolei żelaznej – stwierdził 12 października 1944 r.
Jego sposób na ostateczne rozwiązanie problemu Warszawy stanowił kontynuację myśli innych nazistów. Niemcy traktowali bowiem stolicę jako główny problem w kwestii polskiej. – Mamy w tym kraju jeden punkt, z którego pochodzi całe zło: to Warszawa. Gdybyśmy nie mieli Warszawy w Generalnym Gubernatorstwie, to nie mielibyśmy 4/5 trudności, z którymi musimy walczyć. Warszawa jest i pozostaje ogniskiem zamętu, punktem, z którego rozprzestrzenia się niepokój w tym kraju – stwierdził Hans Frank, generalny gubernator ziem polskich, 14 grudnia 1943 r.
Miliardowe straty miasta
Z tej perspektywy trudno się dziwić wymiarom strat wojennych stolicy. Te zostały dokładnie oszacowane dopiero 60 lat po II wojnie światowej, gdy prezydentem stolicy był Lech Kaczyński. Decyzję o powołaniu komisji podjęto 22 kwietnia 2004 r. podczas sesji Rady Warszawy. Komisja zaczęła pracować w czerwcu tego roku, a swój pierwszy raport przedstawiła jeszcze w listopadzie 2004 r. Przewodniczył jej historyk prof. Wojciech Fałkowski. W skład jego zespołu weszło 17 osób reprezentujących różne dziedziny, w tym specjaliści od wyceny nieruchomości, historycy, konserwatorzy zabytków. Stworzyli oni nową metodologię wyliczania strat wojennych. Na jej podstawie wyliczano straty w zabudowie, majątku przemysłowym, rzemiośle, obiektach zabytkowych, infrastrukturze miejskiej i mieniu komunalnym, wyposażeniu mieszkań prywatnych oraz środkach transportu. „Całość strat materialnych poniesionych przez miasto i jego mieszkańców szacujemy na 18,20 mld zł (według wartości złotówki z sierpnia 1939 r.), co czyni kwotę 45,3 mld dol. (według wartości obecnej). Zostało to wyliczone przy zastosowaniu przelicznika: 1 dol. = 5,31 zł (według kursu z marca 1939 r.) i po przyjęciu, że wartość dolara z lata 1939 r. była 13,24 razy wyższa niż obecnie” – czytamy w raporcie.
Wielu czynników jednak nie uwzględniono. Nieoszacowane zostały np. straty w wyposażeniu biur, gabinetów lekarskich, instytutów naukowych, archiwów i bibliotek. „Powiększyłoby to straty o ok. 2–3 proc. (350–500 mln zł). Niezbędna byłaby jednak szczegółowa dokumentacja” – czytamy w raporcie. Nie zostały też uwzględnione żadne rachunki dotyczące życia ludzkiego. „W powojennych opracowaniach zostało to obliczone i określone na sumę czterech miliardów przedwojennych złotych (co miało stanowić ok. 35 proc. ogólnej sumy strat Warszawy). Nie podjęliśmy się tego ze względu na brak jasnej i przekonywającej metodologii określania wartości pieniężnej utraconego w czasie okupacji życia, nabycia chorób wskutek ciężkich warunków egzystencji, niedożywienia i represji okupanta, a w rezultacie – krótszego życia po wojnie. Nie uczyniliśmy tego również ze względów moralnych” – czytamy w opracowaniu.
Sprawa roszczeń jest otwarta
„Raport o stratach wojennych Warszawy” powstał w specyficznym momencie politycznym, gdy Powiernictwo Pruskie zaczęło głośno mówić o odszkodowaniach od rządu polskiego za utracone przez Niemców majątki. – Można powiedzieć, że to szczerze niemiecki pomysł. To działalność pani Steinbach, działalność Powiernictwa Pruskiego, to absurdalne żądania odszkodowań od Polaków zarówno w sensie publiczno-prawnym, jak i, co jeszcze gorsze, w sensie prywatno-prawnym od dzisiejszych właścicieli na ziemiach północnych i zachodnich Rzeczypospolitej spowodowały odpowiedź z naszej strony – stwierdził Lech Kaczyński podczas prezentacji II części raportu. Jego zdaniem sprawa ewentualnych roszczeń Warszawy pozostawała otwarta. Jak twierdzono, polskie MSZ nigdy nie przesłało do władz NRD noty dyplomatycznej, w której rząd polski zrzekałby się roszczeń z tytułu strat wojennych. Nie ma również noty zwrotnej z Niemiec Wschodnich. Należy również dodać, że nawet gdyby uznać za ważną umowę między ZSRS a NRD z 22 sierpnia 1953 r. stwierdzającą, że rząd sowiecki po uzgodnieniu z rządem PRL przerywa z dniem 1 stycznia 1954 r. pobieranie od NRD reparacji, to warto zauważyć, że była ona podpisana tylko z Niemcami Wschodnimi. Dziś Grecy, domagając się odszkodowań od Niemiec, również powołują się na to, że po wojnie „dogadywali się” jedynie z ich wschodnią częścią.
Lech Kaczyński nie podjął kroków prawnych, czekając na ewentualne roszczenia Niemców. – Jeśli zawisną w sądach sprawy dotyczące odszkodowań wobec Polaków, to my wtedy się zastanowimy, co uczynić z naszymi roszczeniami – stwierdził w 2005 r. prezydent Warszawy. Co ciekawe, ideę stworzenia raportu o stratach wojennych popierała większość mieszkańców stolicy. 62 proc. respondentów stwierdziło, że takie badanie jest potrzebne, 24 proc. było przeciwnego zdania, a 14 proc. nie miało zdania.
Nie tylko stolica
W tym czasie nie tylko stolica przygotowała szacunki strat wojennych. Wyzwanie podjęły również inne duże miasta. W 2006 r. swoje badania przedstawiła Łódź. „Raport z oszacowania strat i szkód poniesionych przez miasto Łódź wskutek wybuchu i trwania II wojny światowej oraz wynikłych z organizacji i funkcjonowania Litzmannstadt Getto” wyliczył straty na ok. 40 mld zł. Badaniem zajęli się przedstawiciele Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego z Łodzi pod kierunkiem prof. Krzysztofa Baranowskiego i prof. Andrzeja Lecha. W raporcie uwzględniono takie czynniki, jak praca niewolnicza na rzecz przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy, mienie utracone przez osoby wysiedlone, kradzieże zbiorów muzealnych i prywatnych kolekcji, kamienice zniszczone lub uszkodzone w wyniku działań wojennych oraz podatki miejskie przejmowane przez administrację niemiecką. Raport okazał się szokujący, bo do tej pory Łódź uchodziła za miasto, które nie doznało zniszczeń w czasie II wojny światowej.
Straty wojenne podliczył również Poznań. W stolicy Wielkopolski roszczenia wobec Niemiec oszacowano na blisko 11 mld zł. Również mniejsze miasta zajmowały się wyliczaniem strat wojennych poniesionych przez działania naszych zachodnich sąsiadów. Podobny raport przygotowywało np. Jasło. To niewielkie miasteczko w czasie wojny z powodów strategicznych zostało przez Niemców dosłownie zmiecione z powierzchni ziemi. Zniszczono w nim lub poważnie uszkodzono aż 97 proc. budynków. Z 15 tys. mieszkańców przed II wojną światową w 1945 r. pozostało jedynie 350 osób. Wszystko rozegrało się we wrześniu i październiku 1944 r. Najpierw wysiedlono mieszkańców, następnie miasto zrabowano i zniszczono. Niemcy w sposób metodyczny podpalali i wysadzali w powietrze budynki publiczne oraz domy prywatne. Straty w tej tylko miejscowości szacuje się na 100 mln dol. Miasto zapowiadało wydanie na ten temat broszury informacyjnej, która następnie miała być wysłana do przedstawicieli Powiernictwa Pruskiego.
Temat roszczeń powróci
Historia roszczeń polsko-niemieckich nie została zamknięta. Nadal wiele polskich miast w ogóle nie zajęło się tą sprawą. O tym, że nic jeszcze nie zostało przesądzone, świadczy przykład Grecji, która domaga się od Niemiec zadośćuczynienia za straty wojenne. Grecy w 2015 r. zażądali od Niemiec zwrotu 279 mld euro za szkody wyrządzone w II wojnie światowej. W skład należności wchodzi m.in. 10,3 mld euro pożyczki, której udzielenie III Rzesza wymusiła na Grecji. Sprawa wywołała poruszenie międzynarodowe.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Nowe Państwo” numer 2 (120)/2016.