Takie myślenie jest szalenie niebezpieczne, bo w praktyce oznacza, że tworzymy nad osadzonymi sąd psychiatrów. Zrzucamy odpowiedzialność za sprawiedliwe osądzenie z sędziów, obarczając nią lekarzy. Nie musi to być nieskuteczne, bo przecież zamknięty w Gostyninie przestępca jest niegroźny, ale jednak to nadal walka ze skutkami, a nie przyczynami problemu. Te są niezmienne od lat. Czasami zbyt łagodny Kodeks karny, głupawi sędziowie dający niskie wyroki w ciężkich przypadkach i fikcyjny system resocjalizacji w więzieniach. Omijając te problemy, tworzymy kolejny szczebel, który w przyszłości może być nadużywany. Już dziś można mniemać, że tak jest. W ośrodku w Gostyninie siedzą bowiem nie tylko osoby, którym w wyniku transformacji zmieniono wyroki śmierci na 25 lat więzienia. Dziś najmłodsza osoba tam przebywająca ma tylko 22 lata. W ośrodku jest trzymanych w sumie 55 osadzonych, przy tym w ustawie z 2013 roku zapisano, że kiedy ich liczba przekroczy 10, to rozpocznie się budowa kolejnego ośrodka. Zgadnijcie Państwo, czy powstał? Intuicja was nie zawodzi. Teraz mamy, jak rozumiem, osadzać jeszcze więcej. A co, jeśli nowy system także zawiedzie i nie uda się powstrzymać przed recydywą? Może kolejny szczebel i komisja, złożona z polityka, księdza i specjalisty od gender? A wystarczy pogodzić się z tym, że nie wszystko możemy uregulować.
Psychuszka na wszelki wypadek
W 2013 roku przeżywaliśmy już dyskusję o psychuszkach. Wtedy przestrzegaliśmy na łamach „Gazety Polskiej”, że odwrócenie logiki karania i prewencyjna izolacja doprowadzą do tego, że będę kolejne kroki w ograniczaniu wolności w Polsce. Dziś partia rządząca w konsensusie z opozycją, na kanwie wstrząsającego zabójstwa Pawła Adamowicza, zastanawiają się, jak doprowadzić do tego, aby niebezpieczni ludzie zamknięci w więzieniu już nigdy z niego nie wychodzili.