Wielką szansą, aby odebrać ten temat lewicy, była nowa Ustawa o ochronie zwierząt, zakładająca m.in. likwidację przemysłu futerkowego i zakaz wykorzystywania zwierząt w cyrku. Proszę sobie wyobrazić, jaką możliwość reagowania np. na kryzys związany z materiałem TVN24 o nieprawidłowościach w rzeźniach dałoby przyjęcie takiej ustawy.
Jestem pewien, że podjęcie tych samych działań, jakie wykonał teraz minister Jan Krzysztof Ardanowski, zamknęłoby temat, a lewica nie wyskakiwałaby już z niczym podobnym z obawy, że jej elektorat przechyli się na stronę PiS. Tymczasem dziś politycy prawicy są skazani na bycie reaktywnymi, a przyparci do ściany tłumaczą się absurdalnie, że smogu nie ma, zwierzęta nie czują bólu, a Bóg chce, abyśmy nosili futra z norek, co miałoby wynikać z biblijnego nakazu: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”. Lewica zaś, wykorzystując infantylizm współczesnego społeczeństwa, wskakuje na ekologiczną falę. I to niekiedy całkowicie bezrefleksyjnie. Oto Robert Biedroń obiecał na konwencji wyborczej, że wprowadzi zakaz wycinania drzew. Abstrahując od tego, że drewno jest jednym z najbardziej ekologicznych materiałów, trzeba sobie uświadomić, że realizacja takiej obietnicy oznacza koniec: Lasów Państwowych, przemysłu drzewnego, meblarskiego, szkół leśnictwa itp. To w sumie jakieś 3 proc. polskiego PKB. Jeśli kiedykolwiek Robert Biedroń wprowadzi swój plan, to będzie nasza wina, bo zamiast uczyć się argumentować, oddzielamy się kordonem i stygmatyzujemy lewicowców. Na koniec wszyscy na tym stracimy. A trzeba być mądrym przed szkodą. Przyroda bowiem nie jest lewicowa.