Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Obrażony pingwin już nie chce komisji

W „Gazecie Polskiej” Piotr Lisiewicz apelował, by zwracać uwagę, kto teraz będzie krytykował pomysł powołania komisji weryfikacyjnej mającej badać wszelkie przejawy działań na rzecz Rosji w polskiej energetyce. Lista oponentów zapełnia się szybko. Trudno się temu dziwić, choć komisja jest w jakimś stopniu spełnieniem postulatów samej opozycji, powstanie tego organu jest jej bardzo nie na rękę, zwłaszcza w kształcie zaproponowanym przez Prawo i Sprawiedliwość. Zauważmy też, że to nie pierwsza sytuacja, w której najpierw pojawia się postulat podobnego śledztwa, a następnie zostaje on porzucony przez swoich pomysłodawców.

Na początku tego roku w mediach pojawił się temat rzekomej inwigilacji przeciwników rządu ze świata polityki, mediów i wymiaru sprawiedliwości za pomocą systemu Pegasus. Sprawa wizerunkowo bardzo dla opozycji poręczna i rozpalająca wyobraźnię jej sympatyków. I szybko przez obie te grupy przegrzana.

Jakoś po komisji podsłuchowej słuch zaginął

Gdy dwoje gości porannego pasma TVP pojawiło się w ubraniach razem tworzących rebus, którego rozwiązaniem był właśnie „pegasus”, stało się oczywiste, że sprawa została ośmieszona i nie będzie to kwestia, w której do oburzonych twardych elektoratów dołączą niezdecydowani czy tym bardziej sympatycy rządu.

Paweł Kukiz, funkcjonujący w polskiej polityce na wyjątkowych prawach polityka nieprzypisanego jednoznacznie do żadnego z wielkich obozów, zaproponował wówczas kolegom z opozycji stworzenie komisji sejmowej mającej badać przypadki nielegalnej inwigilacji w latach 2007–2021, a więc zarówno za rządów Platformy, jak i Prawa i Sprawiedliwości, w tym z użyciem Pegasusa. Pomysł początkowo spotkał się z wielkim zainteresowaniem, a jeszcze chwilę wcześniej odsądzany od czci i wiary Kukiz nagle stał się dla polityków PO czy Lewicy partnerem do rozmowy.

A jednak temat sejmowej komisji, choć na wszelkie sposoby opisany i omówiony w mediach, a pierwsze reakcje były pozytywne, zniknął. Kilka dni temu w rozmowie z radiową Trójką Paweł Kukiz poinformował, że już po odgrzaniu przez Donalda Tuska kwestii afery taśmowej proponował liderom sejmowej opozycji powrót do rozmów na temat komisji podsłuchowej, która miała przecież w proponowanym zakresie prac wszystkie istotne również dla tego wątku zagadnienia, i propozycja ta nie spotkała się z żadnym zainteresowaniem. Można więc zastanawiać się, czy gdyby PiS nie przejęło inicjatywy, również kwestia badania powiązań z Rosją w sprawach na styku polityki i gospodarki nie zostałaby szybko porzucona.

W Senacie można się na rząd wygadać

Pegasusem wciąż zajmuje się Senat, tyle że coraz mniej to kogokolwiek interesuje. Być może dlatego, że komisja senacka jest skrajnie upolitycznionym zespołem senatorów opozycji, którego faktyczne motywy działania pokazuje choćby niedawne przesłuchanie Grzegorza Napieralskiego. Przy czym nawet słowo „przesłuchanie” jest tu raczej nie na miejscu, ponieważ prace komisji wyglądają, jak się zdaje, w taki sposób, że zaprasza ona poszczególnych, mających domniemane problemy z podsłuchami przeciwników rządu, by mogli się w życzliwej sobie atmosferze wygadać.

I tak też jest z Napieralskim, byłym szefem SLD, który później znalazł się w orbicie Platformy Obywatelskiej. To właśnie Napieralski stał się bohaterem (a w swoim mniemaniu ofiarą) ostatniego odprysku afery taśmowej, gdy okazało się, że w swoich zeznaniach wspólnik Marka Falenty oskarża go o sugerowanie wpłat na fundację „Harfa Dzieciom”, w której pracę zaangażowana była żona polityka, a jedną z beneficjentek, młodych harfistek, jego córka. Przed komisją senacką polityk kreuje się na ofiarę osobistej zemsty Zbigniewa Ziobry. Sprawa jednak nie wygląda dla niego zbyt dobrze. Tylko czy pretensje faktycznie kierować powinien do ministra sprawiedliwości? Nie rozpaliłby wyobraźni opinii publicznej, gdyby nie tak dawne wystąpienie Tuska na temat afery taśmowej i wątek Napieralskiego.

Komisja z szerokimi uprawnieniami – a to nie, dziękujemy

O tym, że Donald Tusk popełnił niezrozumiały z punktu widzenia jego własnych interesów błąd, napisano już bardzo wiele. Tusk przywrócił bowiem do życia temat, który jak sam uważał, zaszkodził jego partii na tyle, że straciła po ujawnieniu taśm władzę. O fałszywości tej tezy napisałem już wystarczająco wiele tekstów i felietonów, tutaj więc ten temat zostawię na boku. Z wypowiedzi Tuska niezadowoleni mieli być też doradcy i koledzy partyjni, a jedynego sensu upatrywano w ewentualnej próbie kontrolowanego odpalenia zagrażającej liderowi PO bomby w postaci wątku rozliczeń jego syna z Marcinem W.

Tyle że PiS rozegrało sprawę na swoją korzyść, podejmując temat zbadania sprawy w ramach specjalnej komisji, równocześnie rozszerzając zakres jej prac i podnosząc rangę organu z komisji sejmowej na weryfikacyjną. I w tym momencie opozycja, niczym obrażony pingwin z popularnego mema, komisji już nie chce, choć jeszcze nie mówi tego wprost, narzekając jedynie na formułę, za którą przemawia choćby to, że tak duży i ważny temat nie powinien być ograniczony w czasie zbliżającymi się wyborami.

Nowa kadencja Sejmu kończy kadencję komisji sejmowej, lecz na weryfikacyjną nie ma wpływu, ta pracować może dalej. Co więcej, w przypadku zmiany władzy może być potężnym bezpiecznikiem, a nawet wpływać na politykę bieżącą dzięki bardzo szerokim uprawnieniom. Choćby takim, jak odbieranie dostępu do informacji niejawnych na podstawie własnych prac i wniosków.

Opozycyjny portal Oko.press zwraca uwagę, że „w związku z orzeczeniem o działaniu pod rosyjskim wpływem Komisja mogłaby wobec strony odpowiedzialnej za to działanie zastosować »środki zaradcze«. W katalogu wymieniono: cofnięcie poświadczenia bezpieczeństwa lub nałożenie zakazu otrzymania poświadczenia bezpieczeństwa na okres do 10 lat oraz cofnięcie pozwolenia na broń lub nałożenie zakazu posiadania pozwolenia na broń na 10 lat. Najdotkliwszym »środkiem zaradczym« jest jednak »zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na okres do 10 lat«”.

Realne oczyszczenie z rosyjskich wpływów zaboli

To nie może być obojętne ludziom mającym na sumieniu tyle, by faktycznie podobnych decyzji się obawiać. Nic więc dziwnego, że reprezentujący bardzo mocno umoczone w uzależnianie naszej gospodarki od Rosji PSL Piotr Zgorzelski stwierdza niespodziewanie, że „przeciętny Polak nic nie będzie z tego (prac komisji – K.K.) miał”.

Nie będę wypowiadać się w imieniu przeciętnego Polaka, podejrzewam jednak, że taki Waldemar Pawlak może mieć z prac komisji całkiem sporo zmartwień. A przecież to opozycja, na równi z PiS, choć po to, by Prawo i Sprawiedliwość oskarżać, przez ostatnie miesiące czyniła kwestię wszelkiej współpracy gospodarczej z Rosją jednym z głównych tematów debaty publicznej, skupiając się oczywiście wyłącznie na latach 2015–2022 i pomijając niewygodne dla siebie pytania o okres wcześniejszy.

Komisja mająca umocowanie ustawowe w strukturach państwa o wiele mocniej wypowiadałaby konkluzje udokumentowane już wcześniej, lecz funkcjonujące głównie w medialnej i politycznej publicystyce, ma też potencjalnie ogromną siłę rażenia, a zarazem daje możliwość realnego oczyszczenia polskiej polityki z rosyjskich wpływów.

Proces ten jednak nie byłby bezbolesny, a zarazem rujnujący dla funkcjonujących, zwłaszcza po stronie opozycji, narracji. O wiele wygodniej jest oskarżeniami miotać, niż je wyjaśniać. Gdyby komisja ds. Pegasusa powstała, prokurator Wrzosek nie mogłaby dziś korzystać ze swojej linii obrony w sprawie ujawnienia informacji osobom niepowołanym.

Podobnie komisja, czy to weryfikacyjna, czy nawet sejmowa, uniemożliwiłaby dalsze wykorzystywanie oskarżeń o prorosyjskość do atakowania rządu, równocześnie pokazując uwikłania innych graczy, i dlatego jej powstanie nie jest opozycji potrzebne.
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski