Hipokryzja bywa zabawna, ale jej humorystyczny aspekt mocno zmniejsza ludzka krzywda. Dlatego też nie jestem pewien, czy bawi mnie fakt, że według informacji, udostępnionych przez Ogólnopolski Związek Zawodowy Inicjatywa Pracownicza prawa pracownic łamane są w… Centrum Praw Kobiet, a ostatnim jak dotąd wyczynem zarządzających tą feministyczną inicjatywą było usunięcie z przestrzeni ogólnodostępnej związkowych materiałów, uzupełnione sugestią, że najlepszym miejscem dla załatwiania spraw przez zatrudnione tam kobiety będzie kuchnia. Jeśli ktoś chciałby sobie żartować, że feministki to baby z wąsem, tu ma idealny przykład archetypowego „januszowego” wąsa cwaniaka z memów o złych prywaciarzach.
Ok, ale czego spodziewać się, gdy Kongres Kobiet swą doroczną nagrodę przyznaje Donaldowi Tuskowi i robi to z dwóch powodów oficjalnych i jednego nieoficjalnego. Oficjalnie więc Tusk zostaje uhonorowany po latach za działania swego rządu, a także, co jeszcze bardziej kuriozalne, na zachętę, by spełnił składane progresistom obyczajowym obietnice. Działaczki i aktywistki spoza nagradzającej szefa PO kapituły są co najmniej niezadowolone, ale przecież nie chodzi w tym wszystkim o nie, nie chodzi nawet o związki partnerskie i aborcję, ale o to, by kilka pań załapało się w zamian na miejsca na listach Platformy. Być może nawet na te, które opróżni tych kilku pogubionych konserwatystów, którzy wciąż uważają aborcję za morderstwo lub przynajmniej dramatyczny i niebezkosztowy wybór, a nie jedna z bezproblemowych opcji dla kobiety.
Panie krzyczą więc o miejsca niczym Marta Lempart, która tym razem swoje „Wy…ć” wykrzyczała na antyrosyjskim proteście, tyle, że akurat w kierunku tych nielicznych, odważnych Rosjan, którzy przyszli wyrazić swe poparcie dla Ukrainy i sprzeciw wobec Kremla. Który zresztą jest zapewne zachwycony. Oto bowiem znów, niby przypadkiem, ktoś z najbardziej totalnej opozycji wpisuje się idealnie w jego narrację. Lempart pokazuje nienawiść do Rosjan nie za to, co robią na Ukrainie, ale za to, że są Rosjanami, a Putinowi w to graj. Nieliczni uczestnicy są wiszącym w powietrzu linczem przerażeni, inni wrzeszczą wraz ze swoją ikoną buntu.
I to trzeci obraz z szeroko pojętego obozu feministycznego, jaki przynosi ten tydzień. Łamanie praw tych, o których prawa się walczy, podlizywanie się wpływowemu facetowi i sterowanie nienawiścią tłumu, która o mało co nie doprowadziła do rękoczynów - w imię pokoju na świecie, oczywiście.
Tak jak zapowiadałem, trudno w tym znaleźć cokolwiek zabawnego.