Oto po tym, jak dowiedzieliśmy się, że rzeczą naturalną jest przechowywanie dokumentów u teściów pasierba, teraz poznajemy, jak naprawdę w naszym kraju tworzy się doktoraty. Otóż podczas przesłuchania przed sądem Gawłowski przyznał, że pisząc pracę, ani razu nie odwiedził biblioteki. Tworząc doktorat, ponoć korzystał jedynie z bibliotek internetowych. Pewnie prokurator z litości nie zapytał, co minister z PO ma do powiedzenia na temat „Zarządzania rozwojem obszarów wiejskich przy wykorzystaniu rent strukturalnych w rolnictwie”, bo z pewnością tyle samo, co na każdy inny temat. W każdym razie Gawłowski postanowił tradycyjnie zrobić z siebie ofiarę PiS-owskiej nagonki.
Przekonujące to jak bajania Grzegorza Brauna o bunkrach pod Centralnym Portem Komunikacyjnym. No, ale przecież nie w takie rzeczy wierzą wyborcy Platformy Obywatelskiej. Nie mają oni jednak łatwo. Teraz bowiem muszą przekonywać sami siebie, że Małgorzata Kidawa-Błońska to najlepszy w Polsce kandydat na prezydenta Polski.
Nadal wydaje mi się, że woleliby Donalda Tuska, ale ten ich zostawił na pastwę losu. Dodatkowo sympatycy Platformy muszą sami sobie wytłumaczyć, że w ich partii nie było nikogo lepszego na stanowisko prezesa niż Borys Budka. Muszę przyznać, że to nie lada wyzwanie. Jednak każda, nawet najdłuższa podróż zaczyna się przecież od pierwszego kroku. Najpierw dr Gawłowski, później prezydent Kidawa-Błońska, a wreszcie premier Budka. Zadanie na lata. A może czas już powiedzieć, jak w Latającym cyrku Monty Pythona: Ten skecz robi się coraz głupszy.