– Na innych galaktykach są trzy poziomy wyższe cywilizacje. Wyższa cywilizacja przyjeżdża i przygląda się, co oni tu wyprawiają. Jak zagrozimy destabilizacją tym atomem i tym Putinem, to oni nam przeszkodzą, przetną na pół. Ziemia się zwinie. Przytrzymają nas pięć tysięcy lat. Przyślą nam Adama i Ewę i znów będziemy budować do tego samego momentu, w którym jesteśmy
– mówił Wałęsa. – To musimy brać pod uwagę – dodał noblista. Od razu przypomniał mi się „Pan Soczewka na księżycu” i godziny przesiedziane przed ekranem telewizora na strasznych odcinkach z „Archiwum X”. Nie wiem, czy Lech Wałęsa wierzy w UFO i jak godzi w swojej głowie takie stwierdzenia z głęboką wiarą, ale jest pewne, że swoim widzom zaserwował spotkanie III stopnia. Jakież rozczarowanie musiało panować wśród lemingów, którym od lat wtłaczano do głowy autorytet Lecha Wałęsy, gdy słuchali o kosmitach i o tym, że tworzenie się państw wymusiło… wynalezienie roweru. A może jednak nie? Może nadal wszyscy zebrani byli zachwyceni przenikliwością byłego TW „Bolka”? No cóż, jak mawiał Albert Einstein – jedynym dowodem na to, że istnieje jakaś pozaziemska inteligencja, jest to, że się z nami nie kontaktuje.
I trudno mu nie przyznać racji, patrząc na jedynego żyjącego polskiego noblistę. No ale czasem warto posłuchać Lecha Wałęsy, chociażby dlatego, aby przypomnieć sobie, która partia stoi na ziemi, a która odleciała w kosmos.